piątek, 23 lipca 2010

Koniec z Eco-Drivingiem (^_^)


Odkąd tylko kupiłem samochód z rozmaitych powodów starałem się nim jeździć jak najbardziej ekonomicznie. No dobra... Nie z rozmaitych powodów tylko z jednego, a mianowicie z troski o własne finanse. Trochę to nie w parze z pseudosportowym autem (bo jak inaczej nazwać samochód z napędem na przednią oś?), no ale udawało się... W cyklu mieszanym potrafiłem schodzić nawet do nieco ponad 6,5 litra na 100km, no a na trasie... Nie miałem okazji sprawdzić:P hehe
Nie ulega wątpieniu, że na spalaniu potrafiłem schodzić niżej niż to przewidział producent. Może to poprostu zasługa dobrego egzemplarza, a może mojego ekologicznego stylu jazdy, który sobie wyrobiłem? Nieistotne. Ważne, że ostatnimi czasy nigdy nie wychodziłem powyżej 7,5 litra/100km z czego w tych stu kilometrach przez jakieś 85-90km jechałem bardzo ekonomicznie a przez jakieś 10-15 wręcz przeciwnie, bo auto kusi biorąc pod uwagę fakt, że jako takie zacięcie i zryw ma... :D
Ostatnio zaopatrzyłem się nawet w magnetyzery, by w jeszcze większym stopniu zredukować apetyt swojej "Czerwonej Biedronki" jednak póki co nie widzę jakiejś większej różnicy w spalaniu. Różnice już po zamontowaniu zaobserwowałem jednak w pracy silnika, który zdaje sie teraz chodzić bardziej "regularnie" a także w dzwięku wydostającym się z tłumnika. Może naprawdę musze poczekać do trzech miesięcy (a więc jeszcze dwa), by w pełni zaczęły działać, a spalanie zmalało jeszcze bardziej jednak... Chyba nie będe miał okazji się prędko o tym przekonać: Koniec z Eco-Drivingiem!
Dzisiaj przejeżdżając sobie bodajże główną drogą przez Bór, uświadomiłem sobie, że pozbawiam się niemal w całości przyjemności z jazdy, bo jednak "mruczenie", pisk opon, zmiana biegów (jak i cała jazda) na wysokich obrotach daje trochę satysfakcji, adrenaliny no i oczywiście radości:) Heh... Mimo, że moja MX-3 to tylko szesnastozaworowy 1.6 to jednak przy takiej niezbyt ekonomicznej jeździe pozwala się trochę "wygzić" :D Strona finansowa jest już w tym momencie nieistotna, bo zarabiam satysfakcjonujące pieniądze, a i tak nie roztrwaniam ich na rozmaite rozrywki więc przynajmniej w aucie sie rozerwe;) Jeden czy dwa litry benzyny więcej to nie jest jakoś specjalnie dużo za 100km dobrej zabawy. No dobra... Może nie sto, bo nawyki pozostają, a w przeogromnej ilości miejsc stan nawierzchni nie pozwala się wyszaleć. Dochodzą do tego jeszcze "zakały drogowe" w rozmaitej postaci i fakt, że nie zawsze w samochodzie jestem sam, a poza tym... Czasem zdarza się, że przyjemność z prowadzenia samochodu czerpie się podczas wolnej, spokojnej jazdy... :)