wtorek, 31 sierpnia 2010

Minął sierpień...

Heh... I znowu nie zauważyłem, jak cały miesiąc minął mi przed oczyma:/ Mam już za sobą cały sierpień, wakacje (choć z tych nie cieszyłem się już tak bardzo jak za czasów szkolnych), a jeśli wziąść pod uwagę obecną pogodę to także lato, na które czekałem od ubiegłorocznej jesieni.
Cóż... Egzystencja stawia każdego człowieka przed rozmaitymi wyborami odgrywającymi mniej lub bardziej istotne role w późniejszym okresie jego życia. Ja też stanąłem przed pewnym wyborem i wybrałem, ale o ile w przyszłości będę się cieszył (bądź nie, bo i taką opcje rozważam) z podjętej przez siebie decyzji, to póki co jest ona okupiona między innymi brakiem wolnego czasu, gdyż do osiągnięcia niezbyt odległych czasowo celów "pośrednich" (które ciężko będzie mi ominąć dążąc drogą, którą wybrałem) potrzebuje pieniędzy. Napewno nie zapewnią mi one szczęścia, ale pozwolą przynajmniej zrealizować swoje marzenia.
Powiadają, że "czas to pieniądz" - niestety to prawda. W moim przypadku miesięczny przychód oscylujący w granicach 3000 PLN okupiony jest poświęceniem większości swego czasu i niedoborem snu. Częste jeżdżenie od jednej pracy do drugiej i kłopoty wynikające z odmawiania jak i nie wywiązywania się z obietnic składanych znajomym czy rodzinie sprawiają, że trace ochotę do życia, a każdy nowy dzień budzi we mnie strach związany z tym czy aby napewno następnego dnia uda mi się wywiązac z wszystkiego co mam w planie na nadchodzącą dobe...
Tym co niepokoi mnie jeszcze bardziej jest to, że jeżeli mam już chwilkę wolnego czasu to nie wykorzystuje go w sposób w jaki chciałbym to robić. Chodzi mi tu głównie o naukę języka japońskiego, która od kilku tygodni stoi w miejscu. Nowy materiał stwarza mi problemy, a moja motywacja... No właśnie... Nie jest już taka jak kiedyś i to w tym wszystkim jest chyba najgorsze.
Znam siebie i wiem, że tak łatwo się nie poddam, jednak jeśli wezmę pod uwagę ilość godzin przesiedzianych po nocach na stacji benzynowej przy niemal zerowym ruchu, które mogłem przeznaczyć na szlifowanie najpiękniejszego z języków, to jednak mógłbym powiedzieć dzisiaj coś więcej po japońsku, a tak stoje w miejscu. Ba! Przedwczoraj miałem nawet problem ze zidentyfikowaniem kilku znaków z katakany... Martwiące. Bardzo.
Szkoda pisać o tym wszystkim, gdyż pisanie o wszystkich tych problemach, wynikających ze złego gospodarowania czasem jak i jego totalnym brakiem na nic sie zda jeśli sam nie podejmę jakichś działań zmierzających w kierunku może nie tyle szukania dla siebie wolnej chwili, co jej umiejętnego wykorzystania. Poza tym redagowanie tej notki też zabiera mi trochę czasu. Chciałem napisać o zdobyciu Przełęczy pod Chłopkiem, "dzikim" wejściu na jeden z wierzchołków Mięguszowieckiego Szczytu Pośredniego, nowej naklejce na moim samochodzie, kolejnym telefonie, który sobie kupiłem, wycieczce do Rzymu, która niestety nie doszła do skutku i o wielu innych rzeczach, ale jutro idę do pracy na 24 godziny i... Wiadomo.