W zasadzie o roku 2010 można już mówić w czasie przeszłym. Święta już na półmetku, za kilka godzin jadę do pracy, za 24 godziny o tej porze będe już zapewne w domu układał się do snu, jak wstanę będzie już 27 grudnia, dzien później znowu do pracy i nim się obejrze przyjdzie mi przywitać nowy rok... Tym razem, w pracy. Przynajmniej nie muszę się martwić tym gdzie go spędze, bo przy moim słomianym zapale i ogólnym brakiem humoru w ostatnim czasie trudno byłoby coś wybrać. Bardzo prawdopodobne, że spędziłbym go w domu - co zresztą byłoby chyba najlepszym rozwiązaniem. No ale... Nie ma co gdybać. Sylwestra jak i nowy rok spędzam w pracy.
Pewną rekompensatą za siedzenie przy kasie na przełomie lat były wolne święta. Podobnie jak i dwa lata temu wybrałem się ze znajomymi na Jaworzynkę, by już na miejscu uczestniczyć we mszy świętej, która tradycyjnie zaczyna sie tam o godzinie 0:00. Jako, że raczej nie da się podjechać samochodem pod samą świątynie, trzeba poświęcić jakies pół godziny na dojście do niej i w tym tkwi cała magia tego miejsca. Wąska, miejscami lekko stroma i oblodzona dróżka prowadząca przez ciemny las to znakomita okazja do porozmawianie ze znajomymi, skosztowania jakiegoś mocniejszego trunku i sprawdzian dla zachwalanego przeze mnie w każdych warunkach atmosferycznych, obuwia o płaskiej podeszwie. Mimo pośpiechu towarzyszącemu przygotowywaniom do tego event'u, a więc poszukiwaniu w ostatniej chwili miejsca w którym mógłbym się wyspowiadać i zakupie trzech pochodni, a także skutkom owego pośpiechu, czyli zakupie jednego palika kokosowego i dwóch nie do końca przygotowanych do użycia zgodnie z przeznaczeniem, okazałych bambusowych pochodni, owa eskapada nie była stratą czasu. Zresztą to chyba oczywiste, bo spędzanie wolnego czasu w towarzystwie znajomych niemal zawsze jest najlepszym sposobem na wykorzystanie nadmiaru wolnych chwil.
Jakoś nie mam ochoty rozpisywać się na temat mijającego roku. Był dobry, choć mógł być lepszy. Lepiej już teraz zacząć myśleć nad tym by jak najlepiej wykorzystać ten nadchodzący, a wiele wskazuje na to, że 2011 rok będzie kamieniem milowym w moim życiu. Najprawdopodobniej po raz ostatni będe próbował stworzyć w Polsce fundamenty, które by mnie w tym kraju zatrzymały. Chodzi rzeczjasna o mój pomysł z zorbingiem. Może się uda, a może nie. A nawet jeśli zrealizuje swój plan to nikt mi nie zagwarantuje, że będzie on rentownym przedsięwzięciem. Zobaczymy. Jeśli się nie uda, raczej nie będe już próbował sił w biznesie. Rzeczjasna w zapasie mam kilka innych biznesplanów, ale nie oszukujmy się - na realizacje pozostałych pomysłów potrzebowałbym o wiele większego kapitału, niż ten, którym dysponuje obecnie. Możliwe więc, że jeśli nic się nie uda mi się osiągnąć to postaram się rozpocząć swoje życie na nowo gdzieś z dala od Europy. Jeśli nie będzie mnie na to stać - najprawdopodobniej wróce do Holandii.
Ciągle myślę też o Kraju Wschodzącego Słońca... Wstępnie planuje się tam wybrać właśnie w przyszłym roku. Dokładniej gdzieś w październiku. Albo też na wiosne 2012, w końcu wtedy zakwitają kwiaty wiśni co musi być niezwykłym zjawiskiem, no ale wszystko będzie zależeć od tego jak skończy się moja przygoda z zorbingiem, bądz emigracją. Jednego jestem pewien - pojadę tam napewno. Jedyną niewiadomą w tej kwestii, jest samopoczucie, które będzie mi towarzyszyć podczas wyjazdu. W końcu nie mogę przewidzieć czy jadąć tam będe traktował ową wycieczkę jako ostatnią podróż za ostatnie pieniędze na otarcie łez, czy też jako nagrodę za kilka miesięcy ciężkiej i owocnej pracy. Przyszłośc pokaże...
Inną, ważną sprawą z którą należałoby mi się uporać w nadchodzącym roku jest egzamin Nihongo Noryoku Shiken. Taaa... Miałem to już mieć za sobą, a tymczasem od kilku dni znowu stoję w miejscu z materiałem. Napewno nieco motywacji odjął mi fakt, że od tego roku do egzaminu można podchodzić dwa razy w roku, ale tłumaczenia są tu raczej zbędne. Sam sobie jestem winien. Jeśli w kwestii poświęcania czasu na naukę nic się nie zmieni, na najbliższy termin, który wypada w lipcu również nie wyrobię.
Dobrze byłoby tez wziąść się w garść, zrzucić przynajmniej z 8kg, powrócić do dawnej kondycji czy nawet pójść o krok dalej i naprawdę nieco w siebie zmienić pod pewnymi względami, ale na to wszystko (od planów na biznes po naukę japońskiego) potrzeba czasu, a tego albo mam za mało, albo nie jestem go w stanie wykorzystać w skuteczny sposób. Myślę, że pierwszą rzeczą, którą należałoby zmienić w nadchodzącym roku jest właśnie to przemyślane i efektywne wykorzystanie wolnego czasu. Ot, cały klucz do sukcesu...
sobota, 25 grudnia 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)