piątek, 7 czerwca 2019
Urlop środkiem lata
Za nieco ponad dwa tygodnie zaczynam urlop - kilkanaście dni wolnego, co ważne: tych najdłuższych w roku, na których najbardziej mi zależało. Normalne że chciałbym zrobić coś konstruktywnego w tym czasie - lato tylko raz do roku jest. Któryś dzień z pewnością zmarnuje na nic nierobienie, no ale choć przez część z tych dni chciałbym zapracować na jakieś dobre wspomnienia, jak zawsze zresztą. Mam kilka zaległych zaproszeń, a jeśli komuś obiecałem odwiedziny to z pewnością słowa dotrzymam - inaczej bym nie obiecywał, choć nie upieram się, że właśnie teraz bym swoje obietnice zaczął spełniać. Pomijając te zaproszenia, do trzech ekip mógłbym sie dołączyć przy czym to stricte plażowanie jest raczej - co ciekawe wszyscy w podobnym czasie i do tego samego kraju jadą więc byłaby okazja spędzić czas z każdą z nich. Do morza awersji nie mam, nie upieram się też przy górach, ale są kraje które mają i jedno i drugie :)
Normalna też sprawa, że coś może mi wyskoczyć. Wyskoczyć zarówno w takim sensie, że będe uziemiony w domu i na planach się skończy (będzie za to czas na kilka wizyt u stomatologa:P) jak i takim, że ktoś lub coś zaskoczy mnie do tego stopnia, że te wszystkie bliżej nieokreślone plany odłożę na bok i pojadę gdzieś zupełnie indziej aniżeli planowałem. Dlatego póki co nie nastawiam się na nic konkretnego i nikomu w 100% sie nie deklaruje. Choć... Mam pewien pomysł...
Skarbonka ze zdjęcia jest tutaj bardzo istotna. Zakupiona na kilka dni przed powrotem z Japonii, miała dzięki tym 1,2 i 5-złotowym monetom zapewnić po jakimś czasie kolejny bilet do Kraju Wschodzącego Słońca. Można powiedzieć, że mimo chodem miała się w niej odłożyć kwota na spełnienie marzeń, bo kilka naprawdę dobrych lat temu nie wyobrażałem sobie szczęścia jako takiego tutaj. Wydawało mi się, że jest gdzieś tam na Dalekim Wschodzie i że to tam je odnajdę. Jak życie pokazuje - niekoniecznie. Prawde mówiąc może tylko przez pierwszy rok, gdzieś w porywach do 2014 naprawdę pamiętałem o tym wrzucaniu do skarbonki na "bilet do marzeń", potem już o niej zapomniałem bo zacząłem se uświadamiać, że wcale nie muszę się przewalać na drugi konieć świata by to szczęście odnaleźć. Od czasu do czasu coś tam wrzucałem, ale nie traktowałem tego jako odkładanie na kolejny bilet lotniczy.
Na dobrą sprawę, tylko raz, na samym początku tamtego lata, na tyle zwątpiłem we wszystko wokół, ludzi, jak i samą ideę poszukiwania tego szczęścia tutaj, że podzieliłem się już z kilkoma bliskimi, że planuje się niebawem nieco wyizolować i skupić już tylko na kolejnej kilku-miesięcznej wyprawie na Daleki Wschód, gdzie planowałem m.in swoje urodziny spędzić. Taki miałem zamiar. Skoro jednak tam nie wylądowałem, to oczywiste, że coś w tej kwestii musiało się zmienić, bo sam wyjazd problemem by nie był - nie dla kogoś tak zawziętego jak ja :P
Na tą chwile jestem pewien, że żadnej wyprawy życia do Azji już nie będzie. Co najwyżej ZE SZCZĘŚCIEM, ale nie w jego poszukiwaniu, bo wystarczy jeden na pozór normalny dzień, by zmienić wszystko o 360 stopni i właśnie taka świadomość bardzo mnie cieszy, bo rok temu o tej porze (wstyd się przyznać) takiego poczucia już nie miałem. Tylko się cieszyć :)
Kilka razy, kiedyś tam, biegałem za życiem, tym właściwym na które wciąż się czeka, ale ostatni rok to już w ogóle wyjątkowy był pod tym względem. Dużo się zmieniło, ja też się zmieniłem, choć może na pierwszy rzut oka tylko zewnętrznie. Nie żebym musiał - po prostu chciałem, tak jak chcieć powinienem już pewnie dawno temu i mimo, że sam se na to zapracowałem to jednak doskonale wiem czemu to zawdzięczam. Pytania "dlaczego?", "czemu tak nagle?" do dziś dają mi satysfakcję, choć głównie z tego, że zostawiam je bez odpowiedzi:P Mimo, że jest to proste do wytłumaczenia to jednak dla większości ciężkie do zrozumienia. Zresztą co komu do tego...
Co prawda przez ostatni rok sam za życiem biegłem tylko raz, ale aż trzy razy to życie upomnęło się o mnie i wystarczyła jakaś twierdząca odpowiedź czy jakiś oczywisty gest z mojej strony by życie zaczęło się "tu i teraz". Upominało się i w przeszłości, ale nigdy aż tak często. Być może jeśli przy którymś z tych razów zadecydowałbym inaczej, przynajmniej jeśli chodzi o tą pierwszą "ucieczkę", byłbym już mniej lub bardziej daleko stąd i o tak wczesnej godzinie, korzystając z okazji, próbował dyskretnie rozgryźć kwestie rozmiaru palca tego swego "szczęścia", czy tam planować jakieś szałowe śniadanie, okupione niezłym bajzlem w kuchni i wynagrodzone jakimiś opierniczem z samego rana zamiast siedzieć nad laptopem i zastanawiać się co z urlopem zrobić no ale wiadomo jak u mnie - wszystko albo nic, ot taka specyfika mojej osoby. No a skoro biegałem za wszystkim to cała reszta była niczym - normalne i oczywiste.
Taki paradoks, że tylko raz tego szczęścia bardzo chciałem, równocześnie trzy razy mu umykając. Inna sprawa, że choć rozum mógł sugerować zejście z drogi, którą wybrałem to jednak nie miał nic do gadania, bo ja i tak widziałem światło tam gdzie być może większość widziała by tylko ciemności. Jak zwykle: świat swoje - ja swoje :P Klasyka...Nie rezygnuje się z obranej wędrówki, ot tak, bo ciężko, może nie idzie tak jak powinno ot dlatego, że z drugiej strony wszystko gotowe, zaserwowane jak na tacy - ktoś by powiedział, nic tylko brać. Otóż nie. Zdecydowanie nie. Takim pójściem na skróty, wyborem jednej z "opcji" można się spóźnić na coś wyjątkowego. I to o całe życie. Spóźnić się o całe życie to niedużo? Naprawdę? Ja bym pier***ił takie życie - pewnie dlatego jestem w takim a nie innym miejscu, ale to jest na plus bo jakbym kiedyś w przeszłości nie wiedział czego chce to pewnie dziś pchałbym wózek, wracał pewnie już do swojego kąta, jakiegoś małego raju na ziemi, ale gdzieś w środku miałbym świadomość tego, że w którymś momencie odpuściłem największe z marzeń i tak naprawdę moje szczęście byłoby tylko "szczęściem", dom "domem" a rodzina "rodziną" - wszystko byłoby w cudzysłowie który sugeruje, że to nie do końca jest to co powinno być. Temat nie do wyczerpania, no ale nie o tym...
Miało być o wyprawie urlopowej, a skoro tej pogoni za szczęściem na Daleki Wschód nie będzie to... Może już czas rozpierniczyć tą skarbonkę!? Nie tak bez celu rzecz jasna, jej zawartość miała być na marzenia - więc niech tak będzie. Choćby na te małe, a może jakimś moim małym marzeniem jest przespacerować się w jakimś niebanalnym miejscu wiele setek km stąd? Wypić kawe gdzieś tam nie wiadomo gdzie? A gdybym tak wsiadł w auto i po prostu se gdzieś pojechał? Bez planu, nawet bez zaklepanego noclegu, za to z namiotem czy tam kocem w aucie, jakby czasem zabrakło mi sił albo języka w gębie - jak cygan:P Nie ważne czy na 2 czy na 8 dni - po prostu się nie przejmować.
Ja sie nie upieram, żeby to samotna podróż była, no ale niewiele osób poszłoby na takie coś, inna sprawa, że w trakcie podróży pewnie wszystko będzie zmieniać co kilka godzin więc spontan totalny. Fajnie byłoby jakiś wyższy cel podczas takiej wyprawy mieć, no ale cóż... Zawsze mogę go sobie znaleźć, bo o ile liczę się z podróżą w pojedynkę, o tyle u celu z pewnością sam nie będe :) Może warto odwiedzić tych, którzy o mnie nie zapominają i przy każdej okazji te zaproszenia ponaglają, zaskoczyć jakimś prawdziwie nagłym pojawieniem sie pod domem, na grillu czy gdziekolwiek indziej... Skoro obiecałem... Nie zdziwiłbym się, gdyby z takiej nieoczekiwanej wizyty gdzieś gdze zawsze jestem mile widziany zrobiłby się plan na dzień lub kilka - co prawda choćby z południa Niemiec nad Adriatyk jest już nieco dalej niż w Alpy czy Góry Bajkowe, ale to i tak jest do zrobienia, co to dla mnie - wystarczy chcieć :) Mi tych chęci z pewnością nie zabraknie...
Subskrybuj:
Posty (Atom)