W zasadzie już 10 stopni na plusie wystarczy mi by chodzić po ziemskim padole w samej koszulce nie szukając dodatkowego odzienia , ale by w pełni mówić o lecie pasuje by tych stopni było z 15, no a takie temperatury utrzymują się już od kilku tygodni zatem... Lato w pełni! A skoro lato to wiadomo - góry!
Rzecz jasna o ile pogoda zbytnio nie dokucza i ma się chwile wolnego czasu. Na szczęście jeśli o ten czas chodzi to z dwóch powodów mam go trochę więcej. Więcej oczywiście weekendami, bo właśnie ten czas weekendowy najbardziej sobie cenie. Dni stricte robocze jestem w stanie przeżałować ;)
Czasu weekendami mam więcej z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że w obecnej pracy wywalczyłem sobie (kosztem nadgodzin w środku tygodnia) by jednak ten weekend zaczynał się dla mnie w piątek wieczorem a nie w sobotę po południu :D Byćmoże raz w miesiącu będzie mi wypadało te kilka godzin w którąś sobotę przepracować, nie mniej jednak nie będe musiał (wzorem lat poprzednich) robić tego każdego tygodnia - SUKCES!
Druga sprawa to nadwyżka wolnych godzin do wykorzystania z tytułu odpuszczenia sobie sobotnich wieczorów - godziny te i tak spędziłbym wielokroć na przebywaniu w miejscach za którymi nie przepadam, trwoniąc godziny na coś co też średnio mi się podoba i nierzadko z ludźmi przy których tracić czasu mi się nie chce.
Nie znaczy to, że zawsze tak to wygląda, ale ostatnimi czasy coraz częściej, a swój czas wolny cenie sobię z kolei coraz bardziej. Jest więc rzeczą normalną, że jeśli mam wybierać między planem na weekend, który daje mi 40% szans na to że będe go kończył z uśmiechem na twarzy a takim, który daje mi tych procent 90 to chyba rzeczą oczywistą jest to, że zdecyduje się na wypad w góry ;)
Zawsze staram się by w te góry nie iść sam. Masa mniej lub bardziej znajomych osób lubi takie wypady, tak więc na ogół nawet nie trzeba się zbytnio afiszować by znaleźć towarzyszy. Dotychczas samotnych wędrówek unikałem jak ognia, ba! Nie wyobrażałem sobie nawet jak taki wypad miałby wyglądać. No ale jednak...
Tego roku samotnie byłem już w górach dwukrotnie! Za pierwszym razem pogoda była niezbyt optymistyczna a i data taka, że większość wolała zostać w domu (poniedziałek wielkanocny), a za drugim tj wczoraj, decyzję o tym, że jednak gdzieś się wybieram podjąłem grubo po 20, a pobudkę zaplanowałem sobie na 5 rano, więc o zdanie spytałem tylko kilka osób... Koniec końcem wyszło jak wyszło, ale o dziwo nie zraziłem się do samotnych tułaczek.
Zalety dostrzegam w tym, że przez kilka godzin człowiek zostaje sam na sam ze swoimi myślami, sam na sam ze swoją muzyką (bez słuchawek ani rusz!), w tym, że można sobie pośpiewać (o ile nie ma jakiejś licznej publiki na szlaku) i że zamiast przyjemnego spaceru można sobie urządzić "petarde" pnąc się w górę na 100% swoich możliwości :D W kwietniu skończyło się tylko na Czarnym Stawie Gąsienicowym, ale wczoraj miałem w planach Salatyn na Słowacji i zdobyłem go w 2 godziny i 4 minuty przy czym pierwsze 800 metrów w różnicy wzniesień miałem za sobą po 74 minutach. Kilkukrotnie zwalniałem (za Brestovą), ale przerwy dłużej niż 15 sekund nie miałem przez całą drogę na szczyt - zresztą dopiero tam napiłem się wody i coś zjadłem. Cóż... Miał być spacer - wyszła "petarda" ;)
Zabrakło jednak przedrżaźniania, dennych żartów, totalnie bezsensownych anegdot, komentowania wszystkiego dookoła, rozmów na temat kryptozoologii, filozofowania, planów na 2041 rok, wymieniania się prowiantem, robienia zdjęć (powyższe z Salatyna wykonano wyłącznie dzięki uprzejmości samowyzwalacza), czekania na to kto pierwszy zasugeruje postój, wyścigów, wzajemnego podnoszenia się na duchu ("za tym podejściem będzie już szczyt - napewno!"), noszenia cudzych plecaków czy choćby śpiewania w duecie, kwartecie bądź sekstecie - słowem: mimo wszystko lepiej tułać się po górach z ekipą!
1 komentarz:
Jesteś moim ulubionym blogerem.
Prześlij komentarz