"Nie taki diabeł straszny, jak go malują" - przynajmniej jeśli chodzi o maturę:P Egzaminem maturalnym straszono mnie od początku edukacji w szkole średniej, toteż im bardziej się do niego zbliżałem - tym bardziej się nim przejmowałem. Ale nie do końca.
Początkowo zakładałem, że na przygotowania do matury poświęce ponad 2 miesiące i z założenia miał to być okres podczas którego uczyłbym się dzień w dzień po jakieś 6-7 godzin dziennie! Jak dobrze, że dzięki wynikom moich matur próbnych z języka angielskiego i geografii obrałem inną strategie;) Według nowego planu zamierzałem zacząć nauke 10 dni przed pierwszym egzaminem. No właśnie... "Zamierzałem";)
Nie mogę stwierdzić, że nie uczyłem się przez te 10 dni, ale mój własny system nauczania wyglądał nieco inaczej od tych obowiązujących w szkołach. Oficjalnie uczyłem sie po te 8 godzin dziennie, ale w praktyce wykorzystywałem co najwyżej 40% tego czasu i w dodatku nie codziennie:P Nie potrafiłem sobie odmówić pogrania w Civilization, oglądania teledysków, występów, wywiadów itp. z Ayu, słuchania muzyki (a więc też Ayu), czy też spotkania z Chesterem przy piwie;) Jako, że nie przywykłem do "kucia" znalazłem sobie także inne rozrywki: liczyłem swoje monety jedno-groszowe, posprzątałem troche w pokoju, pozgrywałem sobie filmy z komputera na płytki CD i DVD, a nawet zacząłem nękać starych znajomych zapytaniem "Co słychać?" - wszystko byle tylko odwrócić swoją uwagę od nauki:P Ostatecznie jednak mój autorski system nauczania zaowocował samymi sukcesami!
Polski pisemny, do którego przygotowywania (polegające na przeczytaniu 80% streszczeń wymaganych lektur) miały miejsce w sobotę i niedziele poprzedzającą egzamin zakończyły się ostatecznie... Hmm... W sumie to jedyna niewiadoma, ale jestem dobrej myśli :D
Angielski pisemny po mniej więcej pięciu dniach nauki (3-4 godziny dziennie), dzięki ogromnej łaskawości losu, która objawiła się w banalnych zadaniach maturalnych ZDAŁEM! Bankowo :D
Na geografii mogłem się poślizgnąć, gdyż za bardzo spocząłem na laurach po maturze próbnej (66%) i mimo, że na geografię nie uczęszczałem od dwóch lat, to jednak moje przygotowania do egzaminu sprowadziły się wyłącznie do trwającego +- 20 minut przeglądnięcia podręcznika z owego przedmiotu (jeszcze z gimnazjum!) na 2 godziny przed egzaminem. Nie kryje, że spodziewałem się "nieco" łatwiejszych pytań, no ale cóż... Nie będzie się czym szczycić, ale te 30% napewno jest :D
Jeśli chodzi o matury ustne, to prezentacji z polskiego uczyłem się 2 dni. Prawie. Bo dzień przed egzaminem kumpel wyciągnął mnie coś po 14 na Turbacz (też mi pomysł:P) i pomimo wielkich chęci, zarówno moich jak i kumpla, zbyt wiele sie nie nauczyłem... Mimo to, zdałem na 60% :D
Na egzaminie ustnym z angielskiego przerosłem jednak samego siebie. Uczyłem się jakichś zwrotów przez mniej niż 2 godzinki, stanąłem przed komisją i... Przy ogłoszeniu wyników dowiedziałem się od egzaminatorki: "17 punktów, uzyskane w bardzo uroczym stylu". Ha! 85%! Nie pytajcie jak tego dokonałem :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz