W moim przypadu większa część nałógów (o ile nie wszystkie) ma to do siebie, że bez większego problemu eliminuje je z codziennego życia. Od energy drinków robie sobie sobie krótsze lub dłuższe przerwy, palenie staram sobie odpuszczać lub przynajmniej ograniczać każdej zimy, ostre sosy momentami eliminuje totalnie z diety, a jazde autem bez celu ograniczam momentami do zera. Bieganie to najnowszy spośród wspomnianych nałogów.
Krótkie epizody z bieganiem pojawiały się w sumie przez całe życie, nie mniej jednak pierwszy, porządny zastrzyk motywacji przyszedł dopiero z aplikacją na telefonie, która rejestrowała moje poczynania. Pierwsza zarejestrowana aktywność miała u mnie miejsce w marcu 2011 roku, a więc ponad 5 lat temu. Motywacja rzeczjasna wynikała z poprawiania swoich wyników. Jako że chciałem w głównej mierze skupić się na wytrzymałości - z każdym treningiem starałem się dobiec dalej niż poprzednio. Wychodziło różnie. W głównej mierze dlatego, że biegałem za domem gdzie poza nierównym terenem była też masa owiec, psów itd, które te biegi potrafiły uprzykrzać, a już napewno wpływały na przebieg trasy. Ciężko było biegać tą samą trasą przez dłużej niż kilka dni. Inna sprawa to fakt, że "Cardio Trainer" nie motywował mnie aż tak bardzo jak "Endomondo" po które sięgnąłem w 2013 roku.
Na przestrzeni ostatnich pięciu lat motywacja (napędzana aplikacją na smartfonie) doprowadziła mnie do półmaratonu, który przebiegłem kilka miesięcy temu i... Niewykluczone, że nie jest to moje ostatnie słowo w kwestii pokonanego dystansu:P W 2011 roku przebiegnąłem bez odpoczynku 1,1km... Czas w zasadzie nie był jakiś skrajnie tragiczny, ale jeśli idzie o dystans to naprawdę był to max moich możliwości na tamtą chwile. Dane z programu którego wtedy używałem przepadły co prawda wraz z formatowaniem telefonu, ale pamiętam że przez dwa sezony przy bardzo sporadycznych treningach dobiegłem do 3km. Szału nie było.
Wiosną 2013 wraz z przesiadką na "Endomondo" i ze świadomością zapisywania przez program moich osiągnięć gdzieś w sieci - motywacji znacząco przybyło. Zacząłem wtedy od 3km a sezon skończyłem na 11km. W następnych latach przekroczenie zaporowej dotychczas bariery 10km nie było już w zasadzie problemem, tyle, że z braku czasu skupiłem się na przebieganiu połowy tego dystansu. Rzeczjasna nie biegałem już po polach za domem tylko po bardziej przyjaznym biegaczom terenach ze szczególnym upodobaniem do terenów wokół dawnego kombinatu i odcinku ścieżki rowerowej od Rogoźnika w stronę Słowacji.
Tego roku postanowiłem sobie przebiec półmaraton i w zasadzie udało się to bez żadnego przygotowania. No chyba że przygotowaniem można nazwać siedem treningów od 2 do 8km z czego ostatni miał miejsce ponad trzy miesiące prze owym półmaratonem... Wniosek z tego taki, że każdy jest w stanie taki dystans przebiegnąć. Po osiągnięciu celu, już do samego końca sezonu skupiłem się tylko na odcinkach po 10km i osiągnięciu jak najlepszego czasu na tym dystansie. Gdy po raz pierwszy (3 lata wcześniej) przebiegłem "dziesiątke" miałem czas 59m10s. Najlepszy wynik tegorocznego sezonu to 48m39s więc aż o 10 i pół minuty mniej :D
Poza polepszającymi się wynikami i rosnącą motywacją - rośnie również świadomość. Podstawą są wygodne buty, a co do odzieży termoaktywnej... Zdążyłem się do niej przekonać, choć dopiero w tym sezonie i tyczy się to tylko koszulek. Spodenki w dalszym ciągu preferuje "normalne". Podstawą jest też naładowany telefon i nawet nie tyle prądem co dobrą muzyką ;)
Od biegania naprawdę można się uzależnić. Wysiłek daje satysfakcje, dobre wyniki motywują, godzina czy dwie z własną muzyką umila bieg jak i spacer po biegu, no ale główną zaletą jest chyba ten czas na przemyślenia, bo tak naprawde o samym biegu rzadko się myśli...
Poza produkowaniem endorfin podczas treningu i myślenia o bieganiu podczas siedzenia w domu - robię sobie również od niego dłuższe przerwy (od jesieni do wiosny) tak więc w moim przypadku śmiało mogę mówić o nałogu :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz