:-)
piątek, 19 lutego 2021
środa, 29 kwietnia 2020
piątek, 29 listopada 2019
VIVA FOREVER
29.08.2019 M :*
poniedziałek, 15 lipca 2019
15.07.2018
To miał być bardzo długi post. Emocjonalny, pełen refleksji i niejednoznaczności. Tak sobie postanowiłem jakiś czas temu by podsumować konkretnie ten jeden rok, od pewnego letniego dnia, miesiąc po miesiącu, ze wszystkimi plusami i minusami, pewnością i wahaniem, spoglądaniem na wprost jak i zwyczajnym zagubieniem. Miałem pisać co się zmieniło, a co nie zmieniło się wcale, o tym czego żałowałem a z czego byłem zadowolony.
Słowem: podsumować wszystko, by kiedyś do tego wrócić, spojrzeć już z być może innej perspektywy i zależnie od niej ocenić samego siebie sprzed jakiegoś tam okresu czasu. Bić brawo samemu sobie, albo przyglądać się z politowaniem - zależnie od perspektywy, wszak czas wszystko może zmienić. Przede wszystkim ten długi post miał mi przypominać ten konkretny okres, być zawsze gdzieś tam pod ręką jeśli chciałbym sobie do czegoś wrócić jednak... Jakoś wcale nie obawiam się o to że zapomnę... Nie potrzebuje tych tysięcy napisanych słów by tak po prostu pamiętać.
Dzisiejszy dzień również był słoneczny jak ten przed rokiem, nawet bardziej upalny niż tamten. Jednak mimo chłodniejszej aury to jednak ten zeszłoroczny był o wiele bardziej letni... Letni w sensie takim jaki powinien być każdy letni dzień: ekscytujący, szczęśliwy, zaskakujący, beztroski i przede wszystkim magiczny, a dla mnie tamten dzień z całą pewnością był magiczny... Mimo wszystko i wbrew wszystkiemu...
środa, 3 lipca 2019
Bajkowa ekspedycja
Na dobrą sprawę nie było mnie w domu 65 godzin, z czego jakieś 23 spędziłem za kierownicą, ale ciężko by było to w jakikolwiek sposób męczące skoro nagrałem se prawie 600 kawałków których lubie posłuchać, no i... Lubię jeździć :) Co prawda o ile dwa dni przed wyjazdem wszystko było na 100%, a dzień przed pojawiły się już jakieś problemy to jednak wszystko sie udało, choć pokłosiem tych problemów było to, że na ręke było mi w miarę szybko wrócić by pomóc pewnej osobie już w piątek. W zasadzie dla mnie żaden problem, bo i tak planowałem pocisnąć do granic możliwości, a potem se odpocząć - w takim układzie po prostu odpocząłem se już w domu.
Dlaczego Dolomity? Cóż... Były na liście miejsc do odwiedzenia "kiedyś", w zasadzie tamtej wiosny już poważnie się je planowało, tym bardziej, że to naprawdę niedaleko, ale tego roku po prostu chciałem być w tamtej części świata. Różne scenariusze miałem w głowie, inaczej mogło to wyglądać, choć po ochłonięciu być może pewne pomysły nie do końca były dobre. Nie wszystko zależy ode mnie, inna sprawa, że ostatnią rzeczą jakiej bym chciał to cokolwiek komukolwiek komplikować. Siebie w obliczu tej pomocy w piątek pewnie też, choć wiadomo... Są rzeczy ważne i ważniejsze - tak naprawdę wszystko w każdej chwili mogło się przetasować.
Oczywiste, że chciałem wejść na żelazne drogi, których tam nie brakuje, ale na tyle na ile znam siebie, jeśli poszedłbym sam i nikt by mnie asekurował czy choćby przystopował, to poszedłbym jak zwykle tam gdzie "najwięcej osób spada" bo tam na ogół najwięcej emocji i adrenaliny. Satysafakcja po przejściu takiej ryzykownej drogi z pewnością niesamowita, banan od ucha do ucha, strachu pewnie też masa, ale... Chyba się wyrasta z ryzykowania do tego stopnia, zresztą do dziś mam w głowie dwie naprawdę skrajne sytuacje z rodzimych gór, gdzie na własne życzenie znalazłem sie w sytuacji gdzie już można było odpasć od skały i to wcale nie jest tak że całe życie czmycha przed oczami, bo to sie ciągnie nieprzyzwoicie i jedyne o czym sie myśli to o takich prostych słowach które nie zdążyło się powiedzieć bliskim, nie ma jak wyciągnąć telefonu i zadzwonić, a pod nogami wizja tego, że okazji do powiedzenia tych kilku słów może już nigdy nie być. I to wszystko na własne życzenie... Bla, bla. Kolejny temat rzeka - nie o tym. W kontekście Bajkowych dobrze jednak, że na te żelazne drogi nie poszedłem :)
W drodze do, właściwie przez pierwsze 600km miałem współpasażera, gdzieś w sieci zgarniętego. Bawią mnie zawsze sytuacje gdy po rozejściu się i zamknięciu drzwi od auta, mam świadomość, że ktoś właśnie zwierzył mi się z całego swego życia ze wszystkimi mniej lub bardziej nadającymi sie do przekazania szczegółami, a sam pasażer prawde mówiąc nie wie o mnie absolutnie nic. Nie żebym lubił wiedzieć co u kogo, bo naprawdę mało mnie to interesuje, ale lubie po zakończeniu takiej znajomości mieć swiadomość, że po kilku godzinach ciągłej rozmowy tak naprawdę nic nie powiedziałem na swój temat. Jedni lubią torpedować otoczenie swoim życiem, inni nie. Pasażer zadowolony, że sie wygadał, ja - że tego nie zrobiłem.
Wracając miałem dwie kolejne osoby do podrzucenia i na dobrą sprawę dzięki nim kwestie wydatków na paliwo miałbym już z głowy, bo te trzy przypadkowe osoby by mi tą wycieczke zasponsorowały, no ale odmówiłem. Tu nie chodziło o pieniądze, tylko o to by się tą podróżą nacieszyć. Auto to dobre miejsce do refleksji, a trochę musiałem sobie poukładać w głowie i przemyśleć. Prawde mówiąc w dniu powrotu żadnego telefonu nie odebrałem. Zostałem sam ze swoimi myślami i... W sumie z tego powrotu najbardziej sie ciesze, na spokojnie, po mojemu tj z dwoma postojami na jakieś ciuchy, dwoma na sklepy i chyba pięcioma na kawę. Bez ciśnienia, bez pośpiechu, na luzie, przy dobrej muzyce i... Z uśmiechem na twarzy.
Cieszyła mnie masa małych rzeczy, mrożona kawa w każdym sklepie, japońscy turyści (nie spodziewałem się, że mimo tylu lat wciąż +- pamiętam ich język), niecodzienne widoki zza okna samochodu, czy choćby jakiś mały kwiatek, ukryty gdzieś gdzie nikt by się go nie spodziwał, otoczony surowym klimatem, który na dobrą sprawę mógł wzbudzać zachwyt gdzieś w przydomowej doniczce, a jednak uparł się, żeby sobie rosnąć pośród skał i być podziwianym co najwyżej przez jakiegoś biegnącego wędrowca śpiewającego pod nosem o jakiejś ławce :P
Przez cały wypad miałem dobry humor, w drodze tam ekscytacja, w końcu jadę gdzieś w nieznane, na miejscu zadowolenie z tego, że kondycja pozwala tak szybko realizować postawione sobie cele, a całą resztę udaje się sprawnie dopiąć, wieczorem uśmiechanie się do telefonu, a na powrocie radość z przeżycia czegoś ciekawego, słuchania dobrej muzyki i tego niezakłóconego czasu na przemyślenia. Czy dobre? Czas pokaże...
Najbardziej cieszy mnie właśnie, że dzięki temu wypadowi miałem czas by te kilka mniej lub bardziej ważnych kwestii sobie uporządkować, no a że już tak CAŁKIEM PRZY OKAZJI można było Bajkowe zobaczyć... :P
piątek, 7 czerwca 2019
Urlop środkiem lata
Za nieco ponad dwa tygodnie zaczynam urlop - kilkanaście dni wolnego, co ważne: tych najdłuższych w roku, na których najbardziej mi zależało. Normalne że chciałbym zrobić coś konstruktywnego w tym czasie - lato tylko raz do roku jest. Któryś dzień z pewnością zmarnuje na nic nierobienie, no ale choć przez część z tych dni chciałbym zapracować na jakieś dobre wspomnienia, jak zawsze zresztą. Mam kilka zaległych zaproszeń, a jeśli komuś obiecałem odwiedziny to z pewnością słowa dotrzymam - inaczej bym nie obiecywał, choć nie upieram się, że właśnie teraz bym swoje obietnice zaczął spełniać. Pomijając te zaproszenia, do trzech ekip mógłbym sie dołączyć przy czym to stricte plażowanie jest raczej - co ciekawe wszyscy w podobnym czasie i do tego samego kraju jadą więc byłaby okazja spędzić czas z każdą z nich. Do morza awersji nie mam, nie upieram się też przy górach, ale są kraje które mają i jedno i drugie :)
Normalna też sprawa, że coś może mi wyskoczyć. Wyskoczyć zarówno w takim sensie, że będe uziemiony w domu i na planach się skończy (będzie za to czas na kilka wizyt u stomatologa:P) jak i takim, że ktoś lub coś zaskoczy mnie do tego stopnia, że te wszystkie bliżej nieokreślone plany odłożę na bok i pojadę gdzieś zupełnie indziej aniżeli planowałem. Dlatego póki co nie nastawiam się na nic konkretnego i nikomu w 100% sie nie deklaruje. Choć... Mam pewien pomysł...
Skarbonka ze zdjęcia jest tutaj bardzo istotna. Zakupiona na kilka dni przed powrotem z Japonii, miała dzięki tym 1,2 i 5-złotowym monetom zapewnić po jakimś czasie kolejny bilet do Kraju Wschodzącego Słońca. Można powiedzieć, że mimo chodem miała się w niej odłożyć kwota na spełnienie marzeń, bo kilka naprawdę dobrych lat temu nie wyobrażałem sobie szczęścia jako takiego tutaj. Wydawało mi się, że jest gdzieś tam na Dalekim Wschodzie i że to tam je odnajdę. Jak życie pokazuje - niekoniecznie. Prawde mówiąc może tylko przez pierwszy rok, gdzieś w porywach do 2014 naprawdę pamiętałem o tym wrzucaniu do skarbonki na "bilet do marzeń", potem już o niej zapomniałem bo zacząłem se uświadamiać, że wcale nie muszę się przewalać na drugi konieć świata by to szczęście odnaleźć. Od czasu do czasu coś tam wrzucałem, ale nie traktowałem tego jako odkładanie na kolejny bilet lotniczy.
Na dobrą sprawę, tylko raz, na samym początku tamtego lata, na tyle zwątpiłem we wszystko wokół, ludzi, jak i samą ideę poszukiwania tego szczęścia tutaj, że podzieliłem się już z kilkoma bliskimi, że planuje się niebawem nieco wyizolować i skupić już tylko na kolejnej kilku-miesięcznej wyprawie na Daleki Wschód, gdzie planowałem m.in swoje urodziny spędzić. Taki miałem zamiar. Skoro jednak tam nie wylądowałem, to oczywiste, że coś w tej kwestii musiało się zmienić, bo sam wyjazd problemem by nie był - nie dla kogoś tak zawziętego jak ja :P
Na tą chwile jestem pewien, że żadnej wyprawy życia do Azji już nie będzie. Co najwyżej ZE SZCZĘŚCIEM, ale nie w jego poszukiwaniu, bo wystarczy jeden na pozór normalny dzień, by zmienić wszystko o 360 stopni i właśnie taka świadomość bardzo mnie cieszy, bo rok temu o tej porze (wstyd się przyznać) takiego poczucia już nie miałem. Tylko się cieszyć :)
Kilka razy, kiedyś tam, biegałem za życiem, tym właściwym na które wciąż się czeka, ale ostatni rok to już w ogóle wyjątkowy był pod tym względem. Dużo się zmieniło, ja też się zmieniłem, choć może na pierwszy rzut oka tylko zewnętrznie. Nie żebym musiał - po prostu chciałem, tak jak chcieć powinienem już pewnie dawno temu i mimo, że sam se na to zapracowałem to jednak doskonale wiem czemu to zawdzięczam. Pytania "dlaczego?", "czemu tak nagle?" do dziś dają mi satysfakcję, choć głównie z tego, że zostawiam je bez odpowiedzi:P Mimo, że jest to proste do wytłumaczenia to jednak dla większości ciężkie do zrozumienia. Zresztą co komu do tego...
Co prawda przez ostatni rok sam za życiem biegłem tylko raz, ale aż trzy razy to życie upomnęło się o mnie i wystarczyła jakaś twierdząca odpowiedź czy jakiś oczywisty gest z mojej strony by życie zaczęło się "tu i teraz". Upominało się i w przeszłości, ale nigdy aż tak często. Być może jeśli przy którymś z tych razów zadecydowałbym inaczej, przynajmniej jeśli chodzi o tą pierwszą "ucieczkę", byłbym już mniej lub bardziej daleko stąd i o tak wczesnej godzinie, korzystając z okazji, próbował dyskretnie rozgryźć kwestie rozmiaru palca tego swego "szczęścia", czy tam planować jakieś szałowe śniadanie, okupione niezłym bajzlem w kuchni i wynagrodzone jakimiś opierniczem z samego rana zamiast siedzieć nad laptopem i zastanawiać się co z urlopem zrobić no ale wiadomo jak u mnie - wszystko albo nic, ot taka specyfika mojej osoby. No a skoro biegałem za wszystkim to cała reszta była niczym - normalne i oczywiste.
Taki paradoks, że tylko raz tego szczęścia bardzo chciałem, równocześnie trzy razy mu umykając. Inna sprawa, że choć rozum mógł sugerować zejście z drogi, którą wybrałem to jednak nie miał nic do gadania, bo ja i tak widziałem światło tam gdzie być może większość widziała by tylko ciemności. Jak zwykle: świat swoje - ja swoje :P Klasyka...Nie rezygnuje się z obranej wędrówki, ot tak, bo ciężko, może nie idzie tak jak powinno ot dlatego, że z drugiej strony wszystko gotowe, zaserwowane jak na tacy - ktoś by powiedział, nic tylko brać. Otóż nie. Zdecydowanie nie. Takim pójściem na skróty, wyborem jednej z "opcji" można się spóźnić na coś wyjątkowego. I to o całe życie. Spóźnić się o całe życie to niedużo? Naprawdę? Ja bym pier***ił takie życie - pewnie dlatego jestem w takim a nie innym miejscu, ale to jest na plus bo jakbym kiedyś w przeszłości nie wiedział czego chce to pewnie dziś pchałbym wózek, wracał pewnie już do swojego kąta, jakiegoś małego raju na ziemi, ale gdzieś w środku miałbym świadomość tego, że w którymś momencie odpuściłem największe z marzeń i tak naprawdę moje szczęście byłoby tylko "szczęściem", dom "domem" a rodzina "rodziną" - wszystko byłoby w cudzysłowie który sugeruje, że to nie do końca jest to co powinno być. Temat nie do wyczerpania, no ale nie o tym...
Miało być o wyprawie urlopowej, a skoro tej pogoni za szczęściem na Daleki Wschód nie będzie to... Może już czas rozpierniczyć tą skarbonkę!? Nie tak bez celu rzecz jasna, jej zawartość miała być na marzenia - więc niech tak będzie. Choćby na te małe, a może jakimś moim małym marzeniem jest przespacerować się w jakimś niebanalnym miejscu wiele setek km stąd? Wypić kawe gdzieś tam nie wiadomo gdzie? A gdybym tak wsiadł w auto i po prostu se gdzieś pojechał? Bez planu, nawet bez zaklepanego noclegu, za to z namiotem czy tam kocem w aucie, jakby czasem zabrakło mi sił albo języka w gębie - jak cygan:P Nie ważne czy na 2 czy na 8 dni - po prostu się nie przejmować.
Ja sie nie upieram, żeby to samotna podróż była, no ale niewiele osób poszłoby na takie coś, inna sprawa, że w trakcie podróży pewnie wszystko będzie zmieniać co kilka godzin więc spontan totalny. Fajnie byłoby jakiś wyższy cel podczas takiej wyprawy mieć, no ale cóż... Zawsze mogę go sobie znaleźć, bo o ile liczę się z podróżą w pojedynkę, o tyle u celu z pewnością sam nie będe :) Może warto odwiedzić tych, którzy o mnie nie zapominają i przy każdej okazji te zaproszenia ponaglają, zaskoczyć jakimś prawdziwie nagłym pojawieniem sie pod domem, na grillu czy gdziekolwiek indziej... Skoro obiecałem... Nie zdziwiłbym się, gdyby z takiej nieoczekiwanej wizyty gdzieś gdze zawsze jestem mile widziany zrobiłby się plan na dzień lub kilka - co prawda choćby z południa Niemiec nad Adriatyk jest już nieco dalej niż w Alpy czy Góry Bajkowe, ale to i tak jest do zrobienia, co to dla mnie - wystarczy chcieć :) Mi tych chęci z pewnością nie zabraknie...
wtorek, 7 maja 2019
Masterpiece
Takie nic, a tyle w tym przekazu. Piękne i zasmucające zarazem. Życiowe. Dodałem, żeby nie zapomnąć, no a mało rzeczy jest według mnie tak bardzo wartych pokazania jak właśnie to. Nie żebym bał się o swą pamięć, ale ostatnimi czasy wylałem ogrom wody na to koło młyńskie zwane życiem, nie wiedząc tak naprawdę jakie przyniesie to efekty i tak po prawdzie dopiero zaczyna sie ono kręcić... Heh...
Tymczasem... Cóż... Pójdę już, pójdę się gubić, choć gdzie indziej - być może - znalazłbym, bo jest gdzieś indziej jakieś życie, tak mówią, tak słyszałem; pójdę się gubić i... O tak. To najmocniej.
czwartek, 2 sierpnia 2018
Czegoś zabrakło
Ściślej pięciu kilogramów, które koegzystowały ze mną niespełna miesiąc temu, bo wtedy mniej więcej stawałem na wagę. Dziwne, bo przecież wcale nie starałem się ich pozbyć, nie przeszkadzały mi nadto, no ale "wyrocznia" zdaje się nie kłamać.
Wygląda na to, że prawdą jest, że jeśli dużo się myśli to leci się z wagi. Z tym się zgodze, ale z tym, że zawsze muszą być to jakieś czarne, nie napawające optymizmem i odbierające radość życia myśli już nie, bo przecież było niemal odwrotnie. Chodziło o uśmiech...
Nie. Nie mój.
Subskrybuj:
Posty (Atom)