czwartek, 20 listopada 2008

ZTE 852 - nigdy więcej!

Dlaczego odradzam? Bo to szmelc i nie jestem jedyną osobą, która tak twierdzi - aby się o tym przekonać (zarówno o jednym jak i drugim) wystarczy sobie wygooglować "ZTE 852"...    

Niezbyt dobrze pamiętam kiedy zacząłem swoją przygodę z tym "modemem", ale pamiętam co ową przygodę rozpoczęło - burza... To ona pozbawiła życia mój poprzedni modem, jakim był Sagem F@st 800:/ Jako, że na gwaracji nie był, TePsa zaoferowała mi nowy - za 70 PLN... Zdzierstwo! No ale w myśl zasady, że jeżeli za coś sie płaci to trzeba z tego korzystać nie zastanawiałem się ani chwili i kupiłem to cudo techniki o wdzięcznej nazwie ZTE 852...    

Pierwsze wrażenie, które w tym wypadku było wrażeniem wyłącznie wizualnym - jak najbardziej pozytywne: ergonomiczny kształt, niewielkie (w stosunku do Sagema) rozmiary i aż 3 diodki xD Niestety po pierwszym wrażeniu urok prysnął - od początku miałem z nim ogromne problemy... Połączył się z siecią dopiero po 4 godzinach synchronizacji, kombinowania i nerwów... Oczywiście o prawidłowym działaniu, zarówno wtedy jak i przez cały okres jego użytkowania nie było mowy. NIGDY nie potrafił się w kilka minut zsynchronizować, ale za to ZAWSZE rozłączał się z siecią (na Amen) po kilku godzinach pracy i wiecznie stwarzał jakieś problemy... Ostatnimi czasy owych problemów w jego wykonaniu było nawet więcej niż Internetu, bo o ile komputer był włączony przez godzin 12 to ZTE pozwalał podłączyć się do sieci na 2 lub 3 godziny!                        

Wszystko ma swoje granice, tak więc będąc pewien wady technicznej swego modemu udałem się z nim do Telepunktu, gdzie dowiedziałem się, że owe cudo będe mógł wymienić dopiero wtedy gdy jakiś tam facet ze wsparcia technicznego Neostrady uzna, że sprzęt jest wadliwy... W kilka godzin potem, obecnością owego faceta zostałem zaszczycony i uświadomił mnie on, że... MODEM JEST ZEPSUTY! Brawa dla faceta! No ale mniejsza z nim - następnego dnia tj. dzisiaj udałem się do Telepunktu w celu wymiany urządzenia i... TePsa sprawiła mi nie małą niespodzianke, gdy pytając ekspedientkę: "Czy czasem nie ma modemów Sagema?" usłyszałem, że SĄ! Nie wybaczyłbym sobie gdybym przepuścił taką okazję:P Wziąłem model F@st 800 (a więc taki sam jaki miałem poprzednio), bez najmniejszego problemu wszystko podłączyłem i zainstalowałem, a od kilku godzin mogę się cieszyć siecią bez problemów xD

wtorek, 18 listopada 2008

Pierwszy samochód :)


Heh... Dzień wczorajszy mogę uznać za jeden ze szczęśliwszych w tym roku, a pod względem motoryzacyjnym -najszczęśliwszym w moim dotychczasowym życiu;) Otóż jakieś 20 godzin temu kupiłem samochód! Prawde mówiąc najbardziej cieszy mnie fakt, że jest on taki  jaki chciałem. Nie było mowy o kompromisach, podobał mi się konkretny model danej marki i... Od wczoraj MAZDA MX-3 stoi przed moją chatą xD

Jeszcze półtora roku temu nie miałem zbyt dużego pojęcia o marce (że o modelu nie wspomne:P), ale wtedy dowiedziałem się, że ciotka chce sprzedać jakiś samochód... W kilka miesięcy później tj. początkiem listopada ubiegłego roku miałem okazję ten samochód oglądnąć i muszę przyznać, że "wpadł mi w oko". Rzeczjasna chciałem go kupić, no ale ciotka z różnych powodów zwlekała ze sprzedażą, równocześnie zapewniając mnie, że będe miał prawo pierwokupu. Tak mijały miesiące, a ja czekałem i czekałem... Minęły nawet wakacje, a ja nie dość, że nie miałem samochodu to na dodatek nadal nie brałem pod uwagę kupna innego. Wreszcie początkiem października po usłyszeniu od ciotki kolejnej daty, kiedy to ma mi sprzedać auto "na 100%", zrezygnowałem i rozpocząłem poszukiwania samochodu na własną rękę. Odwiedziłem giełdę na Rybitwach w Krakowie i niemal wszystkie komisy w promilu kilkunastu kilometrów, ale samochodu dla siebie nie znalazłem... Trudno bowiem było mi się zadowolić jakąś Corsą, Golfem czy Cinquocento:P Powoli jednak wpadałem w desperację i skłaniałem się już do kupna jakiegoś Golfa III... Ostatecznie jednak zrezygnowałem z samochodu - miałem zamiar wszcząć poszukiwania na wiosnę, a pieniądze przeznaczone na samochód ulokować w banku.

Jednak jakiś czas temu gadałem ze znajomym (szczęśliwym posiadaczem motoryzacyjnego obiektu mego pożądania) i...Dowiedziałem się, że ma w planach sprzedać swój samochód:) Planował to zrobić gdzieś początkiem stycznia, no ale po kilku dnich namawiania z mojej strony, wczoraj wreszcie uległ i zadzwonił, oznajmując mi, że jest gotów do sprzedaży samochodu:D Nie namyślałem się ani chwili - w kilka godzin po jego telefonie odwiedziłem go razem z Chesterem, nieoficjalnie spisaliśmy umowę i... Kupiłem samochód - co najważniejsze taki o jakim marzyłem od blisko półtora roku! Heh... Jak widać marzenia się spełniają, grunt to być upartym w dążeniu do celu, nie słuchać opinii innych i nie ulegać nacisom z ich strony:P

Mimo, iż nie siedziałem za kierownicą jakieś 14 miesięcy to jednak nie zapomniałem jak się jeździ:) Jak na pierwsza jazdę zrobiłem 21km - o dziwo, bez zniszczenia cudzego mienia i ofiar w ludziach:P hehe

No a dzisiaj myłem i czyściłem samochód... Do powyższego zdjęcia oczywiście xD

czwartek, 6 listopada 2008

Praca dla "wybranych" xD


Nie chodzi mi niestety o nowe zajęcie zarobkowe... W pewnym sensie wróciłem nawet do starego:/
30-kilka godzin po zamieszczeniu ostatniej notki zadzwonił do mnie kierownik produkcji, który w swoim telefonie poinformował mnie o tym, iż zostałem zaliczony do grona "wybrańców", którzy w przeciwieństwie do reszty będą mogli pracować. Każdy "wybrany" mógł zadecydować o swoim losie, a jako że praca do której zostałem powołany polegać miała na dokręcaniu śrubek - podjąłem wyzwanie:P Miałem się zgłosić następnego dnia przed godziną 7 na hali produkcyjnej...
Słowa danego dotrzymałem i rzeczjasna pojawiłem się dzisiaj na zakładzie, gdzie dowiedziałem się, że razem z dwoma innymi współpracownikami mamy jechać na... Ha! Na śmietnisko! No ale... Żadna praca nie hańbi, a pozatym mam już prawie 20 lat i jeszcze nigdy na śmietnisku nie byłem - zawsze to jakieś nowe doświadczenia;) Tak więc pojechaliśmy...
W "Sortownii Odpadów Komunalnych i Produkcyjnych" (żeby nie napisać "na śmietnisku") znaleźliśmy się coś po 7:30 i dosyć szybko tamtejszy kierownik uświadomił nam (a przynajmniej mi - bo nie wiem na co godzili się współpracownicy), że praca nie będzie polegała na dokręcaniu śrubek. Przez myśl przeszły mi te hałdy śmieci... Na szczęście nie wykroczyły poza wyobraźnie - mieliśmy betonować. Normalnie LOL i to taki konkretny. Owy kierownik dał nam swojego człowieka (a raczej naszą trójkę jemu) i poszliśmy w kierunku jakiejś bramy, doszliśmy do niej i... Nic! Tamten człowiek za czymś tam biegał, my się nudziliśmy i tak minęło minut dwadzieścia, czterdzieści - godzina! A my nawet wody przygotowanej nie mieliśmy:P Co jak co, ale za pieniądze, które płacą mi na produkcji NIE MAM ZIELONEGO POJĘCIA O BUDOWLANCE! Reszta była chyba podobnego zdania, bo minuty mijały a my nadal staliśmy przy bramie w bezruchu...
Po pewnym czasie odwiedził nas kierownik. Jako, że mieliśmy piasek, gruz, cement, łopaty i betoniarke (postarał się ten ich człowiek), ale nie mieliśmy w dalszym ciągu wody (nie postarał się ten ich człowiek:P), stwierdził on (widząc postępy naszej pracy), że "jest nas za dużo". Oznajmił, że mechanicy potrzebują kogoś do dokręcania śrubek i szukał w naszej trójce ochotnika, który poszedłby pracować na warsztat. Mimo, że od początku właśnie na taką prace byłem nastawiony, a nie uśmiechało mi się gonić z łopatą i cementem po całym placu to jednak owo betonowanie na którym spędziłem w bezruchu ostatnie prawie półtora godziny bardzo mi odpowiadało:P Reszcie najwyraźniej też, bo nikt nie wyrywał się do pracy z mechanikami. No ale decyzją większości posłano tam mnie...
Szczerze mówiąc nie byłem zbyt uszczęśliwiony wchodząc do warsztatu - robota, która mnie czekała ciężka nie była, ale betonowanie przypadło mi do gustu:P Po kilku minutach dostałem odpowiedni sprzęt i konkretne zadanie - miałem coś tam odkręcić. Rzeczjasna to, że psychicznie byłem nastawiony na dokręcanie nie stanowiło bariery przy odkręcaniu:P hehe Tak czy inaczej owych śrubek odkręciłem 16 (miałem potem duuuużo czasu by to policzyć)... Po wykonaniu zadania dostałem od mechaników nagane w formie żartu - ale wziąłem ją do siebie i obiecałem, że będe pracował wolniej... Niestety takiej okazji już nie miałem:P W kilkadzieści minut po tym jak przyszedłem na warsztat mechanicy gdzieś znikli - na ponad godzine. Nie wnikałem gdzie poszli, bo taki stan rzeczy bardzo mi odpowiadał, a poza tym miałem wystarczająco dużo czasu by zrobić powyższe zdjęcie, wysłać znajomym kilka MMSów i pozwiedzać warsztat:) Gdzieś po 11 mechanicy wrócili - nie było to jednak równoznaczne z powrotem do pracy. O ile oni nie robili prawie nic (w dalszym ciągu gdzieś znikając co jakiś czas) to ja nie zrobiłem nawet 10% tego co oni:P I tak zleciało do 15 i... Koniec pracy:) 8 godzin roboty i 16 odkręconych śrubek - niezły bilans xD Jutro ponoć też mam tam pracować, ale... Po pierwsze nie godziłem się na fuhe dwudniową, a kierownik w rozmowie ze mną wspomniał tylko o pracy dzisiaj, po drugie nie chce przesiąknąć tymczasowym miejscem pracy, a po trzecie... Kilka godzin nudzenia się baaaaardzo wyczerpuje:D Nie ma co ukrywać - ujebałem się dziś jak nigdy:P

środa, 5 listopada 2008

ALWAYS IN TRANCE - Analiza tytułu

Zakładając bloga, nie przypadkowo zatytułowałem go "Always In Trance"... Rzeczjasna byłem świadom zagrożenia płynącego z błędnej interpretacji takiego tytułu, a mianowicie z postrzeganiem owego blogu jako swego rodzaju "hołdu" dla Kalwi & Remi, a szczególnie jednego z ich ulbumów zatytuowanego tymi właśnie trzema słowami, który prawde mówiąc z PRAWDZIWĄ muzyką trance miał tyle wspólnego co goździk z kaktusem... Mając jednak na uwadze fakt, że kto nie ryzykuje ten szampana nie pije - zatytuowałem swój blog tak jak od samego początku chciałem (nie było bardziej odpowiedniego tytułu), wierząc, że nikt nie posądzi mnie o to, iż słucham muzyki na poziomie, który owy duet prezentuje czy (nie daj Boże!) jestem ich fanem! 

Tytuł ma oczywiście wiele wpólnego z muzyką trance, ale nie tylko o muzykę i nie tylko o trance mi chodziło, bo mimo iż jest to faworyzowany przeze mnie gatunek to przecież jest jeszcze house, drum & bass czy nawet schranz, a także mnóstwo pojedynczych kawałków z rozmaitych gatunków, które poprostu lubię:) Nie jest to jednak blog tematyczny i nie skupiam się tylko i wyłącznie na pisaniu o tym czego słucham - piszę o wszystkim...

Jedną trzecią tytułu owego bloga doskonale interpretuje krążąca w sieci od niepamiętnych czasów definicja:

"Trance to nie tylko muzyka. To styl życia, inne, zmysłowe spojrzenie na świat, miłość do głębokiego brzmienia wzbudzającego wielkie emocje. Słuchając możesz skakać albo płakać, poczuć przypływ energii lub też wzruszenie i fale wspomnień. Trance jest jak ocean uczuć - kiedy raz sie w nim zanurzysz - utoniesz, uzależni Cię i będzie Ci towarzyszyć już na zawsze..."

Heh... Osobiście mogę się zgodzić słowo w słowo z powyższą definicją. Ba! Wolę nawet nie myśleć ile byłbym w stanie dodać jeszcze do niej od siebie;)

Tytułując ten blog "Always In Trance" miałem przede wszystkim na myśli ten lifestyle - korzystanie z życia na ile to tylko możliwe, patrzenie z optymizmem w przyszłość, otwarcie na nowe technologie, dostrzeganie piękna w otaczającym świecie, a przede wszystkim to podejście do życia nasycone emocjami i uczuciami... Właśnie tak wygląda życie w transie - to samo, które opisuje na tym blogu...

wtorek, 4 listopada 2008

Ponad 150% urlopu

Gdy 17 października ubiegłego miesiąca, około godziny 15 opuszczałem zakład, kierownictwo zapewniało nas wszystkich, że urlop który nam zafundowało trwać będzie do 2 listopada włącznie - oczywiście nie pisałbym o tym, gdyby te słowa się sprawdziły;)
Skłamałbym pisząc, że nie czekałem na ten urlop... Praca na produkcji, a dokładniej monotonia będąca jej nieodłącznym elementem, doprowadziła mnie niemal do wypalenia zawodowego. Nie mogę stwierdzić, że praca przy produkcji rowerów dawała mi na początku jakąś ogromną satysfakcje, ale przez pierwsze kilka tygodni te 8 godzin na zakładzie nie były dla mnie żadną męczarnią. No ale wszystko do czasu...
Początkiem września, kiedy to miałem już na głowie nie tylko pracę ale i szkołę, a w dodatku ze stanowiska przed taśmą gdzie mogłem się "odrobić" przeniesiony zostałem na taśmę gdzie takiej możliwości nie było, zacząłem już powoli myśleć o nowej pracy... Jako, że o dzień wolny w moim zakładzie było bardzo trudno - czekałem na urlop. No i doczekałem się:) Niestety nie wykorzystałem go zbyt dobrze i zanim rozglądnąłem się za jakąkolwiek ofertą owy urlop się skończył. O euforii wynikającej z powrotu do pracy nie było mowy. Jechałem na zakład z wielkimi pretensjami - oczywiście do tego, który był winien całej tej sytuacji - do samego siebie. Jednak zapomniałem o całej krzywdzie jaką sam sobie wyrządziłem, gdy jakieś 18 godzin temu zobaczyłem ludzi z zakładu idących w przeciwną stronę niż ja... Tak! Me poranne modły w drodze do pracy zostały wysłuchane! Urlopu ciąg dalszy:D Nie mogę zmarnować takiej okazji - muszę sie postarać by za 9 dni, 12 listopada nie znaleść się w podobnej sytuacji jak dzisiaj:]

poniedziałek, 3 listopada 2008

Fresh Desktop xD



Bogatszy w doświadczenia sprzed kilku dni, pamiętając o zwycięskiej walce z bałaganem i wszechobecnym ładzie, który zapanował w moim pokoju, postanowiłem rozprawić się z najbardziej przebiegłą rzeczą w moim pokoju - panelem LCD... Cała przebiegłość owych 19 cali polega na tym, że gdy monitor nie jest używany - nie można mu (od kilku dni) nic zarzucić - jest czysty. Całkiem inaczej wygląda sprawa gdy się go włączy (w dodatku na moim profilu) - bałagan gdzie nie popatrzeć:P Dlatego też kilka godzin temu postanowiłem się z tym uporać i...
Powyższe zdjęcia nie pozostawiają wątpliwości, kto winien nosić miano "Najlepszego Kreatora Oczyszczania Pulpitu"xD