sobota, 3 października 2009

To juz trzeci tydzien...


No tak... Kilka godzin temu minęło równo trzy tygodnie odkad jestem w Uddel. Szybko zlecialo... Na prace nie narzekam. Szkoda tylko, ze tak trudno pracowac tutaj wiecej niz 40 godzin w tygodniu, bo nadgodziny czy praca w sobote/niedziele to juz naprawde ładne pieniadze tutaj a jako ze w weekendy naprawde nie ma co robic, każdy wyjazd do pracy wtedy nie dosc, ze jest bardzo dochodowy to jeszcze skraca meki jakimi jest wegetowanie tutaj koncem każdego tygodnia. Heh... Mam nadzieje, ze niebawem przeniosa mnie wreszcie do stolicy;) Tam o wiele latwiej byloby mi zrealizować swoj plan - o wiele latwiej byloby mi znaleźć samemu mieszkanie i prace, którą podjąłbym po wygaśnięciu umowy z pośrednikiem. Fakt - firma pośrednicząca załatwiła za mnie formalności związane z otrzymaniem numeru BSM i inne takie, ale zarabia na mnie ogromne pieniądze... Nie zarabiam zle, ale mógłbym zarabiać więcej - PROSTE. Moj kontrakt wygasa za nieco ponad 5 miesięcy i mam nadzieje, ze do czasu wszystko ułoży sie po mojej mysli;) Poki co świętuje rocznicę trzeciego tygodnia pobytu w Holandii:D Sam, bo reszta współlokatorów w przeciwieństwie do mnie za winem nie przepada:P Pocieszające jest to, ze za wszystko to co znajduje sie na wyżej zamieszczonym zdjęciu i kilka innych produktów żywnościowych, ktore schowałem juz do lodówki, pracowałem niecałe dwie godziny:P Najdroższe bylo wino i jabłka, bo napój energetyczny to kwestia 29 centow, piernik 49 centow, chipsy 89... Trzeba przynac, ze przy tutejszych zarobkach koszty życia (a przynajmniej wyżywienia) sa o wiele, wiele mniejsze niz w Polsce. No nic... Let's party! ;)

Brak komentarzy: