Gdy 17 października ubiegłego miesiąca, około godziny 15 opuszczałem zakład, kierownictwo zapewniało nas wszystkich, że urlop który nam zafundowało trwać będzie do 2 listopada włącznie - oczywiście nie pisałbym o tym, gdyby te słowa się sprawdziły;)
Skłamałbym pisząc, że nie czekałem na ten urlop... Praca na produkcji, a dokładniej monotonia będąca jej nieodłącznym elementem, doprowadziła mnie niemal do wypalenia zawodowego. Nie mogę stwierdzić, że praca przy produkcji rowerów dawała mi na początku jakąś ogromną satysfakcje, ale przez pierwsze kilka tygodni te 8 godzin na zakładzie nie były dla mnie żadną męczarnią. No ale wszystko do czasu...
Początkiem września, kiedy to miałem już na głowie nie tylko pracę ale i szkołę, a w dodatku ze stanowiska przed taśmą gdzie mogłem się "odrobić" przeniesiony zostałem na taśmę gdzie takiej możliwości nie było, zacząłem już powoli myśleć o nowej pracy... Jako, że o dzień wolny w moim zakładzie było bardzo trudno - czekałem na urlop. No i doczekałem się:) Niestety nie wykorzystałem go zbyt dobrze i zanim rozglądnąłem się za jakąkolwiek ofertą owy urlop się skończył. O euforii wynikającej z powrotu do pracy nie było mowy. Jechałem na zakład z wielkimi pretensjami - oczywiście do tego, który był winien całej tej sytuacji - do samego siebie. Jednak zapomniałem o całej krzywdzie jaką sam sobie wyrządziłem, gdy jakieś 18 godzin temu zobaczyłem ludzi z zakładu idących w przeciwną stronę niż ja... Tak! Me poranne modły w drodze do pracy zostały wysłuchane! Urlopu ciąg dalszy:D Nie mogę zmarnować takiej okazji - muszę sie postarać by za 9 dni, 12 listopada nie znaleść się w podobnej sytuacji jak dzisiaj:]
wtorek, 4 listopada 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Witam:) Bardzo ciekawy blog...
Widzę, że interesujesz się muzyką Trance:)
życzę wytrwałości i zapraszam do mnie www.endlessvibes.blogpot.com
Prześlij komentarz