niedziela, 20 września 2009

shiretoko


shiretoko w języku japońskim znaczy tyle co 'koniec świata' - właśnie te słowa pojawiły sie na moich ustach jako pierwsze po pewnym zdarzeniu, ktore mialo miejsce w poniedziałek...
Wiele czynników mogę uznać za winne zaistniałej sytuacji. To, ze w poniedziałek miałem dzień wolny od pracy, to, ze aby móc blogowac musze zmieniać karty SIM - takich czynników mógłbym znaleźć więcej, ale nie ma co ukrywać, ze zawinilem przede wszystkim ja.
Owego poniedziałku postanowiłem napisać coś na bloga. Swoje zamierzenie rzeczjasna zrealizowałem, czego widocznym efektem stal sie poprzedni post. W chwilę po jego opublikowaniu postanowiłem wrócić do holenderskiej karty, której tu używam (karty, którą przywiozłem ze sobą z Polski używam tylko do korzystania z Internetu), no i po zmianie karty SIM w telefonie na wskutek nadmiernego pośpiechu, jakiegoś małego błędu i nie przeczytania pytania zadanego mi przez telefon cos zaakceptowalem i w kilka sekund później... shiretoko:( Zobaczyłem komunikat 'Karta pamięci została sformatowana', przez moment łudzilem sie, ze jeszcze nie wszystko stracone, ale standardowy motyw sprowadził mnie na ziemię. Straciłem ponad 1,5GB danych na własne życzenie, bo przecież telefon spytał mnie (jak sie okazało) czy ma sformatowac kartę pamięci a ja odpowiedziałem na jego zapytanie 'Tak':(
Koniec świata... Naprawdę wiele straciłem. Nawet nie szkoda mi tych 60 czy 70 zdjęć, które wykonywałem telefonem w różnych miejscach i które lubiłem sobie czasem przeglądać, czy tych kilku zabawnych filmikow, ale szkoda mi muzyki. Przeroznej - tej która wszędzie ze sobą zabierałem, a szczególnie tych moich kilkunastu ulubionych piosenek w wykonaniu Ayumi Hamasaki... Bardzo będzie mi tez brakowało oficjalnych teledysków Ayu i jej występów na żywo, których nie brakowało na moim telefonie, a do oglądania których wręcz sie przywyczailem. Nic nie pozwalalo mi sie lepiej oderwać od tego szarego życia, nic nie potrafiło bardziej potęgować marzeń jak właśnie te pliki video z nia w roli głównej. Straciłem też kilka tapet/zdjęć z nia jak i z innymi uroczymi dziewczynami znajdowanymi w większości na myspace.jp a także audio kurs języka japońskiego - słowem wszystko to, bez czego nie wyobrażałem sobie pobytu tutaj. Heh... Pamiętam jeszcze ostatnie godziny przed wyjazdem kiedy to kompletowalem sobie na karcie pamięci wszystkie te pliki, a teraz co? Przypadkowo pozbylem sie tego wszystkiego:( Jedyne co mi ocalalo to jeden motyw z Ayu, ktory jakims szczęśliwym trafem znalazl sie w pamięci telefonu. Dobrze ze przynajmniej on mi został, ale nie zmienia to faktu, ze w wolnym czasie poprostu szlag mnie trafia! Tymbardziej ze w Uddel naprawdę nie ma co robić podczas weekendu. Jeśli nie uda mi sie dorwac gdzies sieci w najblizszym czasie, a w sobote nie uda mi sie kupić jakiejkolwiek plyty Ayu (po którą to wybieram sie do Apeldoornu) to naprawdę pobyt tutaj będzie dla mnie meczarnia...
shiretoko:/

poniedziałek, 14 września 2009

Pierwsze zakupy


Dostałem jeszcze jeden dzien na zaklimatyzowanie sie... Niezbyt sie z tego ucieszyłem, no ale przynajmniej miałem czas na to by spokojnie zrobić sobie zakupy w pobliskim miasteczku Elspeet;)
Najbliższy sklep znajduje sie o rzut kamieniem od ośrodka. No dobra - o 5 rzutów, ale takich konkretnych;) Tak czy inaczej wolałem odwiedzic market polozony kilka km dalej. Priorytetem bylo dla mnie kupno chleba, ale gdy juz znalazłem sie na miejscu znalazlem wiele produktów, których w moim mniemaniu moglem bede potrzebował w ciagu najbliższych dni. Co z tego wyszlo - widac na zdjęciu powyżej;)
Heh... Nie ma to jak posmarowac sobie masłem orzechowych (ktore kosztowalo mnie tylko 0,99€!) kromke chleba w kształcie grzyba i zjeść, popijajac ja przy tym gotowym kakao z kartonika:D

niedziela, 13 września 2009

Uddel


Właśnie kończy sie moj pierwszy weekend w Holandii. Chyba zdążyłem sie tu juz zaklimatyzowac;)
Jesli chodzi o ośrodek w ktorym obecnie przebywam to... Nie jest najlepiej, ale Labrush tez to nie jest. Napewno nie moge narzekac na towarzystwo. Jesli o współlokatorow chodzi to lepiej trafic nie mogłem. W osrodku roi sie od narkomanow i alkoholikow - najwidoczniej Polacy nie przywykli do holenderskiego 36-godzinnego tygodnia pracy i wykorzystują wolny czas w taki sposób w jaki pewnie robili to w kraju. Ja na szczescie trafiłem na ludzi, ktorzy (podobnie jak ja) przyjechali tu zarobic. Nie mam z nimi żadnych problemów i nie wydaje sie bym ja im mogl takowe sprawiać. Wczoraj nawet symbolicznie wypilem z nimi 3 Heinekeny (oryginalny - holenderski Heineken smakuje inaczej niz te, ktore mozna kupic w Polsce) i jednego Amstela o ktorym mówi sie tutaj, ze jest to prawdziwie holenderskie piwo - ja osobiście nie widziałem różnicy pomiędzy nim a Heinekenem - ale przyznac trzeba, ze podobnie jak on nie jest tak gorzki jak polskie piwa i ze poprostu jest inny w smaku - jaki dokładnie - nie potrafię juz opisać;)
Przeszkadza mi troche lokalizacja ośrodka. Mieszkamy w domkach letniskowych otoczeni zewsząd drzewami... Mamy tu siłownię, kort tenisowy i jak na ironię - bar, w ktorym przeciez chleba nie kupie... Do najbliższego sklepu (w ktorym owy chleb moge kupic:P) mam około pol kilometra, ale do supermarketu juz 4... Rzeczjasna chodziłem juz troche po okolicy;) Wczoraj poszedłem jakies 5km na zachód, dzisiaj podobny dystans przeszedlem idąc na wschód, a jutro wybieram sie na południe;)
Pierwsze wrażenia, hmm... Duzo ścieżek rowerowych (wiecej niz dróg - sa wszędzie!), brak śmieci - wszędzie czysto, dużo rowerzystów i motocyklistów, malo pieszych, parówki przypominające batony (wczoraj na stacji miedzy czekoladami znalazlem cos długiego i dobrze zapakowanego - przekonany, iż jest to jakis baton, zaplacilem za niego ponad euro, a w środku opakowania znalazlem - parówkę o smaku salami!) i drogie piwo w pubach, jesli porównać ich ceny do piwa w sklepie, gdzie za dobre piwo wmozna zaplacic 0,40€, a za ktore mozna zapłacić kilka razy wiecej. Wiem, co pisze, bo kilka godzin temu za pol litrowego Heinekena w pubie znajdującym sie w miasteczku obok zapłaciłem... 3,20€!

sobota, 12 września 2009

Laarbruch


Aktualnie jestes w osrodku Labrush czy jakos tak - jest to ośrodek położny jakies 2km od granicy holenderskiej (a wiec jeszcze nie jestem w Holandii) i powstał w miejscu koszarów - ponad pol wieku temu stacjonowali tu amerykanie;)
Mieliśmy krótką prezentację, otrzymaliśmy poczęstunek w postaci zupy (najprawdopodobniej pomidorowej, ale pewien nie jestem) oraz jakichs tam bułeczek z szynka i serem, otrzymaliśmy zestawy startowe z karta SIM tutejszego operatora (pozwalająca na tanie telefonowanie do Polski, a następnie każdego przydzielono do odpowiedniego ośrodka. Nie trafiłem najlepiej bo nie bede mieszkał na Diemen, ale najgorzej tez nie, bo w tych koszarach nie zostaje. Jade do ośrodka w Udden czy jakos tak - niebawem sie przekonam co mi sie trafiło;)

piątek, 11 września 2009

Polska - ostatnie kilometry


Powyższe zdjecie wykonałem jeszcze w Gliwicach kilka godzin temu. Aktualnie jestem juz daleko za Wrocławiem. Gdzie dokładnie - nie potrafię określić. Tak czy inaczej przede mna jeszcze jakies 10-12 godzin drogi. Towarzystwo ok. Przynajmniej to 'stare', ktore wyjechało ze mna z Krakowa. Na Śląsku dosiadlo jeszcze kilka osob, no ale kilka z nich nie kryje w jakim celu jedzie do Holandii - prawde mowiac nie uśmiechaloby mi sie dzielić mieszkania z którymś z tych kilku zakompleksionych narkomanów o zawyżonym ego. Zobaczymy jak bedzie;) Mimo wszystko jestem dobrej mysli i mam nadzieje, ze nawet przez chwile nie bede żałował swojej decyzji o wyjezdzie. W koncu moj japanese dream musi sie kiedys spełnić, a ten wyjazd przybliży mnie (finansowo) do spełnienia swoich marzeń:) Nastepna notkę opublikuje juz chyba poza granicami kraju. Jesli oczywiście uda mi sie uzyskac dostęp do sieci, albo skonfigurowac odpowiednio telefon do połączeń z Internetem;)
oyasumi nasai!

środa, 9 września 2009

09.09.09

Jak dobrze, że dzisiejsza data jest tak prosta do zapamiętania... Tym bardziej, że zapamiętać ja chyba będe musiał - w końcu dzisiejszy dzień rozpoczyna nowy okres w moim życiu zawodowym;) Właśnie dzisiaj dostałem pracę w Holandii:) W niespełna 4 godziny po zgłoszeniu swojej kandydatury i przekazaniu (za pośrednictwem agencji pracy) mojego wybajerzonego CV po angielsku otrzymałem telefon w którym poinformowano mnie, że... Jutro mam sobie założyć konto walutowe i podpisać umowę, a w piątek o 16 mam odjechać z Krakowa do Holandii... Heh... Zabawne, jak to wszystko może się zmienić w kilka chwil... Już nie będe cheesemaker'em! :P