Bynajmniej nie na wycieczki w góry! Na wszystko. Na wszystko to, czego musiałem sobie odmawiać przed ostatnie kilka miesiący. Choć na chodzenie po górach też:P Zaczęliśmy już wczoraj - wycieczką na Giewont, którą planowałem już od przeszło tygodnia... Rajcowała mnie data składająca sie z trzech następujących po siebie liczbach - 06.07.08. Szkoda mi było tej daty - w taki dzień poprostu trzeba było coś zrobić!
Wpadłem więc na pomysł by wyruszyć w góry :D Oczywiście, jak to zwykle bywa, po nagłośnieniu swego pomysłu znalazło się coś koło 15 chętnych (w porywach do 20!), no ale znając życie zakładałem, że liczba uczestników będzie ostatecznie oscylować koło ósemki... W niedziele z rana przekonałem się, że JEDNAK NIE ZNAM ŻYCIA! Było nas 4:P Ale to w dużej mierze wina pogody! Choć moja troche też, bo za jej przyczyną, dzień przed wycieczką około godziny 21 (kiedy to nagle się rozlało) wstępnie odwołałem cały event. Sam też zrezygnowałem z wyprawy i pojechałem wraz z Krzyśkiem i Adaśkiem do Zakopca... Nasza wizyta zaczęła sie od pizzy w "Adamo" a skończyła na kilku piwach we "Wierchach";) No i trzeba dodać, że skończyła się wyjątkowo wcześnie, bo już coś przed 2, kiedy to z dotąd nieustalonej przyczyny wyszliśmy wszyscy przed klub i... ...i Krzysiek stwierdził, że mamy ładną pogode. Spojrzeliśmy w niebo - miał racje! 0 chmur, 0 opadów i 0 wiatru. Nie potrzebowaliśmy dużo czasu na to by dojść do wniosku, że wycieczka w góry ma jednak sens! Tak więc postanowiliśmy wracać...
Rano wtałem coś koło 6 i jak na organizatora i głównego pomysłodawce przystało - zacząłem nękać kumpli telefonami... O dziwo nawiązałem kontakt aż z 4 osobami na 6 do których dzwoniłem:D Ostatecznie poszły 3.
Jeśli chodzi o samą wycieczke to... Chyba sie udała;) Zdobyliśmy co mieliśmy w planach i nie odnotowaliśmy strat w ludziach:P
Jedyne co mogło nas tego dnia poddenerwować to ciągnąca sie przy szczycie Giewontu kilkuset metrowa kolejka - zarówno w jedną jak i drugą strone - złożona w większości z emerytek, rencistek i kobiet w średnim wieku, które przeceniły swoje siły - znakomicie zaznaczając to w słowach: "dalej nie wejde, nie dam rady" powtarzane z częstotliwością nawet do 12 razy na minute! WSTYD! Wracać na Gubałówke!
Te "woły" odebrały mi całą frajde z wychodzenia na Giewont a przez to, że na samym szczycie opalały sie, cholernie długo odpoczywały, albo poprostu bały sie zejść, było tam tak tłoczno, że szok! Dobrze, że wcześniej zdobyliśmy jakąś tam "Kope" na wysokości 2005m (była po drodze - na "skrzyżowaniu", zamiast w prawo na Giewont, wystaczało skręcić w lewo:P) - tam wołów nie było i mogliśmy czerpać satysfakcje ze zdobycia owej "Kopy" :D To właśnie z niej pochodzi zdjęcie powyżej... Jak widać słupek graniczny to znakomite miejsce do czerpania satysfakcji ze zdobycia danego szczytu, choć w tym wypadku był to bardziej wierch ;) Tak czy inaczej dnia nie można uznać za stracony i... Niebawem znowu wybieramy sie w góry :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz