poniedziałek, 19 stycznia 2009

Night Invasion

Zaczęło się niepozornie... Od wyświadczenia przysługi nowemu koledze z pracy przy zakładaniu konta internetowego w mBanku. Jako, że zaproponowałem mu założenie owego konta u mnie, a Kuba nie miał pojęcia gdzie mieszkam na miejsce spotkania wyznaczyłem rynek w Szaflarach. Układ był prosty: spotykamy się w rynku, a następnie jedziemy do mnie załatwić wszelkie formalności. Jednak po przyjeździe Kuby okazało się, że muszę mu wyświadczyć przysługę polegającą na odwiezieniu jego Fiata 126p do mechanika na Maruszyne... Po kilku minutach wymiany zdań zdecydowałem się mu pomóc, a jako że nie chciałem się rozstawać ze swoim samochodem pojechaliśmy razem (jeden za drugim) do Nowego Targu po jego maluszka...

Ruszając z rynku myślałem, że to ja będe błyskał niedawno odkrytą umiejętnością jazdy z ręka na hamulcu ręcznym - myliłem się jednak, bo w kilka sekund później musiałem uznać wyższość Kuby "Drift King'a" w jego bejcy z napędem na tylką oś:P Widząc w jaki sposób wchodzi on w zakręty zupełnie zrezygnowałem z jakichkolwiek slide'ów - postanowiłem nadrobić to szybkością, jednak i tym razem bejca odebrała mi laur zwycięzcy. Mimo, iż jadąc w kierunku Zakopianki nie schodziłem poniżej 80km/h to jednak Kuba przy wjeździe na nią stawił się jakieś 100m przede mną. Może nie zostawiłby mnie aż tak bardzo z tyłu, gdyby nie moje nieco wybite i lekko przymarznięte wtedy tylne amortyzatory, które na owej niezbyt prostej drodze stukały co po chwilę i gdyby Kuba bardziej dbał o swój samochód, no ale nie ma co gdybać - bejca mnie zostawiła:P Na zakopiance nie mieliśmy okazji poszaleć, tak więc już do samego końca jechaliśmy spokojnie.

Bedąc na miejscu okazało się, że owy Fiat 126p niezbyt nadaje się do jazdy (w końcu po co zawozić dobre auto do mechanika?). Zasiadłem więc za jego kierownicą a Kuba wykorzystując jakąś line ciągnął mnie swoją krową. Po kilku minutach maluch odpalił. Schowaliśmy więc linę i pojechaliśmy na Maruszynę - rzeczjasna każdy swoim samochodem (tzn każdy innym autem Kuby:P), bo nikt z nas nie miał zamiaru wracać z niej pieszo.

Prawde mówiąc malucha prowadziłem po raz pierwszy w życiu i... Trzeba przyznać że ten mały Fiacik daje trochę frajdy - szczególnie wtedy gdy na Zakopiance wyprzedza się nim bejce kolegi:P No ale kolega sam był sobie winien, bo dołączając się do ruchu nie byłem pewien czy pas na który chce wjechać jest zajęty czy też nie, a nalegając przed wyruszeniem w trase by coś zrobił z prawym lusterkiem przez które nic nie było widać powiedział, że bez lusterka też dojadę. Tak więc wiedząc, że Kuba napewno wpuści mnie przed siebie nie zmieniałem pasa tylko rozpędziłęm się do zawrotnej prędkości 60km/h na pasie szybkiego ruchu, a nastepnie wyprzedziłem bejce, zjechałem na prawy pas i... Kuba musiał wąchać moje spaliny aż do Szaflar;) Potem już spokojnie jechałem za nim do mechanika i niezbyt spokojnie od niego z Kubą wracałem:P Nie na darmo zyskał sobie u mnie miano Drift King'a...

Powrót do Nowego Targu przez Szaflary (bo na Zakopiance trudno o jakiekolwiek zakręt) zaowocował w kilka mistrzowskich slide'ów, dwa strąbienia przez innych użytkowników drogi i naprawdę szybką jazde:D Po odebraniu swego samochodu zgodnie z pierwotnymi założeniami pojechaliśmy do mnie - rzeczjasna, żeby było ciekawiej: znowu na dwa auta. Tym razem Zakopianka była wolna więc choć raz na tym krótkim dwupasmowym odcinku miałem okazję pokazać koledze co to znaczy MAZDA SPEED:P No i wyścig zaczął się na nowo... Rzeczjasna prowadziłem przez cały drogę, a kolega na mecie (przed moim domem) stawił się jakieś 10sekund po mnie, ale tylko dlatego, że nie wiedział gdzie mieszkam;) Potem pomogłem mu już tylko założyć konto, pogadaliśmy chwilę, a gdy Kuba pojechał do domu atrakcje się skończyły...

Prawde mówiąc dziwie się, że tak niedoświadczony kierowca jak ja wrócił po tak ciekawym wieczorze bez żadnego uszczerbku zarówno na ciele jak i na samochodzie;)
Tak czy inaczej mimo kilku litrów spalonej benzyny i wystawieniu zawieszenia na próbę warto było sobie tak poszlaleć - jeszcze nigdy samochód nie dał mi tyle frajdy z jazdy:) A te spojrzenia przechodniów widzących dwa ostro popierdalające za sobą auta przez ich wieś: BEZCENNE xD

czwartek, 15 stycznia 2009

Dwie posady w cenie jednej;)

Trzy dni temu dostałem od kierownika ofertę pracy na serowni... Praca aparatowego obróki surowca bardzo mi odpowiadała, no ale jako, że z harmonogramem pracy różnie tam bywa, a do szkoły przynajmniej raz na jakiś czas chodzić trzeba - przystałem na jego propozycję, która gwarantowała mi stałe godziny pracy od 7 do 15. Prawde mówiąc grafik obowiązujący na serowni był dla mnie jedynym powodem dla którego podjąłem decyzje o zmienie stanowiska.

Po trzech dniach przepracowanych na serowni mogę jednak stwierdzić, że... Warto było:) Za cenę jednej podady otrzymałem dwie, bo jednego dnia jestem operatorem suwnicy, a następnego operatorem paleciaka:P Każda z tych posad ma swoje zalety. Obsługując suwnicę, a więc to coś zawieszone pod sufitem na powyższym zdjęciu, mimo przeniesienia kilkunastu ton dziennie dużo się nie napracuje, a jeśli chodzi o obsługę paleciaka to przynajmniej mogę się trochę pomęczyć podczas wożenia palet po całym zakładzie;)

Nie mniej jednak przy pracy z suwnicą wyróżnić mogę jej trzy aspekty, które zrażają mnie do nowego stanowiska. Jest to mycie całego pomieszczenia po zakończeniu pracy (pianowanie i zmywanie wodą), oczyszczanie filtrów w pompach (coprawda myje sie filtry tylko w trzech z nich, a wyczyszczenie każdego jest kwestią 5 minut, ale poprostu tego nie cierpie!) i... Kontakt z kwasami, a dokładniej z kwasem azotowym, ługiem sodowym i horolithem FL przy których mimo zachowania środków ostrożności o wypadek nie trudno, czego przykładem może być zajście sprzed kilku godzin kiedy to wlewając horolith FL do zbiornika ze środkiem myjącym, rączka wiaderka rozerwała mi się półtora metra nad ziemią i pięć litrów żrącego środka rozpryskało się przede mną na podłodze... Na szczęście skończyło się na uszkodzeniu butów roboczych (szwy łączące kawałki materiału po kontakcie z kwasem poprostu zniknęły!) i "ogoleniu" części mojej lewej łydki:P Tak czy inaczej nowa posada ma też wady. No ale... Przynajmniej nie mam problemu z chodzeniem na lekcje, a że mam jakieś konkretne zajęcie - czas biegnie o wiele szybciej niż na aparatowni i już nie spoglądam za zegarek 12 razy na godzine:P

niedziela, 11 stycznia 2009

Niedzielne przedpołudnie

Rzadko się zdarza bym w niedziele był na nogach o tej godzinie. Zazwyczaj wstaje coś koło 12 - niezależnie od tego czy przepracowałem w tygodniu 60 godzin czy nie pracowałem wogóle. To czy przez reszte tygodnia wstawałem o 5 czy o 10 też jest nieistotne - podobnie jak i to czy śpiąc do niedzielnego południa przespałem godzin 13 czy 6. Poprostu, jako, że niedziela jest dniem wolnym - odpoczywam na ile to tylko możliwe:P

Jeszcze rzadziej zdarza się bym w niedziele mógł się pochwalić tym, że byłem na porannej mszy o 7... Dziś jednak dokonałem takiego wyczynu xD Pomysł na nie stracenie połowy dnia urodził się w mojej głowie kilka minut po północy kiedy kładłem się spać, a w 6 godzin potem owy pomysł zrealizowałem;) Wstałem kilka minut (no dobra -30 to nie jest kilka:P) po 6, ubrałem się, wsiadłem do samochodu i pojechałem do kościoła.

Wróciłem do domu 2 minuty przed 8 i od tamtej pory aż po obecną chwilę okupuję swojego PCeta:D Prawdę mówiąc trudniej o lepszy pomysł na wykorzystanie dnia w tak wczesnych godzinach. Przynajmniej mogę sobie muzyki posłuchać, poczytać w spokoju artykuły na media2.pl, zrobić porządek na pulpicie, podrukować potrzebne dokumenty, czy nawet napisać jakiegoś posta:P

Mam nawet czas na podsumowanie ubiegłego tygodnia:P  Jak już wcześniej wspomiałem w poprzedniej notce był to mój pierwszy tydzień w OSM. Harmonogram pracy w tym tygodniu niezbyt mi odpowiadał, bo godziny pracy pokrywały sie z godzinami nauki w wyniku czego jeszcze nie pokazałem się nauczycielom w tym roku, no ale przynajmniej zacząłem weekend już w piątek po godzinie 18:) W pracy szło mi znakomicie - nie mogłem narzekać na nic poza grafikiem i brakiem obuwia roboczego, a i na mnie nie można było narzekać:P

Odniosłem też inne sukcesy... Wyszedłem cało z dość groźnie wyglądającego poślizgu na skrzyżowaniu, które chciałem opuścić z (jak się okazało) zbyt wielką prędkością i zwrotnością jak na auto z tak "lekką dupą". O dziwo opanowałem ową nadsterowność:P Poza tym dziś jest już 11 dzień bez papierosa co jest nielada wyczynem mając na uwadze fakt, że przez cały ubiegły rok nie udało mi się pożegnać z papierosem nawet na tydzień. Straciłem też na wadze jakieś 3 kg, ale to jest już zasługa niedożywienia i ruchu (tudzież: plątania się) w pracy:P

Jednak największym sukcesem jaki osiągnąłem dotąd w tym roku jest spełnianie drugiego postanowienia noworocznego... Skoro nie mogłem podnieść przychodów to postanowiłem obniżyć rozchody i ograniczyłem wydatki do minimum. W ciągu tych 11 dni wydzwoniłem !UWAGA! dokładnie 30gr! Czyli jakieś 3% tego co zazwyczaj w analogicznym okresie! Wszystko załatwiam smsami - niezbyt to komfortowe, no ale przez kilka najbliższych tygodni będe skazany na to rozwiązanie. Jeśli chodzi o inne wydatki to... Od początku roku nie wydałem ani grosza! Ba! Wczoraj zarobiłem jeszcze po sąsiedzku 30 PLN;) Heh... Szaleństwo xD
Za kilka godzin stan rzeczy może się jednak troszke zmienić, bo... Nie mogę patrzeć jak samochód stoi i  przejade się nim przynajmniej na stację benzynową, no a jak wiadomo dziesięciu złotych tam raczej nie zostawie. No ale przynajmniej sobie pojeżdże na koniec tego udanego tygodnia:P

piątek, 9 stycznia 2009

Kraina dojrzewających serów:D

Mowa o miejscu w które dziś trafiłem:) Rzeczjasna praca przy serach nie należy do obowiązków aparatowego, no ale cóż... Zaproponowano mi przewiezienie trzech czy czterech palet więc się zgodziłem, bo po całym tygodniu pracy zaczynałem już mieć dość plątania się po aparatowni przez kilka godzin, tym bardziej, że dziś miałem ich przepracować 12...

Jeszcze przed godziną 8 przekroczyłem progi hali na której dokleja sie etykietki, waży i ogólnie przygotowuje dojrzałe sery do sprzedaży. Rzeczjasna czekało tam na mnie więcej niż te "trzy czy cztery" palety, a za owym progiem pracowałem przez blisko 7 godzin:P Nie mniej jednak byłem zadowolony z takiego stanu rzeczy:) Zapewne dlatego, że po raz pierwszy (w sumie drugi, bo w poniedziałek pracowałem przy odbiorze surowca) dostałem w tym zakładzie KONKRETNĄ ROBOTE, a zaletą takiej roboty jest to, że przy jej wykonywaniu czas szybko mija - co jest absolutnym przeciwieństwem pracy na aparatowni, gdzie na zegarek spoglądam jakieś 15 razy na godzinę...

Przy serach przynajmniej sie nie nudziłem: co jakiś czas zjeździłem z nimi na magazyn, układałem bloki goudy na palecie, czasem kładłem je na taśme, sprawdzałem działanie fotokomórki, którą na niej znalazłem, zrobiłem powyższe zdjęcie, a na końcu pożegnałem się z "krainą dojrzewających serów" wywożąc z niej jeszcze kilka ton sera Tylżyckiego bodajże:P Tak czy inaczej do 15 czas szybko zleciał;) Podobnie jak pierwszy tydzień w pracy, bo z racji tego, że przez te 5 dni roboczych przepracowałem 44 godziny (w tym 4 nadgodziny:P) zacząłem właśnie weekend xD

piątek, 2 stycznia 2009

OSM - Pierwsze krople mleka...

Mimo blisko trzy-miesięcznej przerwy w życiu zawodowym, niezbyt chciało mi się dzisiaj iść do pracy - czułem się skrzywdzony przez los, bo rodzeństwo miało wolne od szkoły i mogli sie spokojnie wyspać, a ja musiałem być na nogach już grubo przed 6:P No ale skoro już pofatygowałem się na tyle by wstać - dlaczego trud związany z wygrzebaniem się z łóżka miałby pójść na marne? Tak więc poszedłem...

O godzinie 7, wraz z dwoma innymi nowo-przyjętymi pracownikami stawiłem się u kadrowej, podpisałem umowę do końca marca (!), a następnie wszyscy udaliśmy się po ciuchy robocze, przebraliśmy się (ja jako jedyny w nowe ciuchy - reszta musiała ubrać coprawda wyprane, ale jednak używane:P) i przekroczyliśmy bramy aparatowni:)

Na aparatowni pracuje się dwójkami toteż zastaliśmy tam dwóch aparatowych, co z naszą trójką nowych dawało 250% normy:P Była nas tam piątka. Według mnie o czterech za dużo, a według zarządu o trzech - nieważne. Starsi pracownicy zaczęli nam pokazywać co i jak, ale nie oszukujmy się - obczajenie wszystkiego będzie kwestią miesięcy...

Na szczęście roboty nie ma tam zbyt wiele:) Jeśli coś trzeba zrobić - dzwonią z góry i wydają polecenia, tyle, że dzwonią 2-3 razy na godzinę, a wykonanie jednego polecenia to dla starszych pracowników, których tam obserwowaliśmy kwestia minuty czy dwóch:P W zasadzie na aparatowni mogłaby pracować jedna osoba, no ale nie wiedzieć czemu zawsze stawia się tam dwóch pracowników. Osobiście odnoszę wrażenie, że pracuje się tam parami, bo w pojedynkę możnaby się tam zanudzić na śmierć.

Tak czy inaczej swoje pierwsze 8 godzin w zakładzie przepracowałem na pogawędkach z nowymi współpracownikami, a jeśli chodzi o stanowisko aparatowego to... Nowa posada przypadła mi do gustu;)

czwartek, 1 stycznia 2009

Sylwester/Nowy Rok

Wczoraj po raz pierwszy od kilku lat miałem zamiar pożegnać stary rok w domu przed komputerem. W zasadzie nie miałem nic przeciwko temu - kryzys odbił się na moim portfelu, w samochodzie świeciła rezerwa a ja poprostu nie miałem chęci i humoru na jakieś huczne przywitanie Nowego Roku. Nie mniej jednak siedzieć w domu mi się nie chciało. Poza tym to właśnie na Sylwestra zaplanowałem sobie rzucenie palenia, a jako że w swoim pokoju nie palę nie chciałem by ostatni dzień palenia wspominać jako... Dzień BEZ palenia. Na szczęście z pomocą przyszedł mi Misiek, który podobnie jak ja przerwał tego roku passę udziału w zabawach sylwestrowych i został w domu. Tak więc Sylwetstra spędziłem u Miśka wraz z dwójką jego znajomych z Lublina. Trochę alkoholu, papierosy, Tekken V, karty i... W gruncie rzeczy fajnie było:)

Koło godziny 2:20 w nocy (a więc już 1 stycznia) dopaliłem z Miśkiem ostatniego papierosa, a następnie podczas drogi powrotnej do domu, mając wiele czasu na przemyślenia i nie zrażając się tym, że według jakichś tam badań tylko 5% postanowień noworocznych udaje się spełnić - postawiłem sobie kilka na rozpoczynający się właśnie rok:

- NIE PALIĆ (przynajmniej do maja)
- WYJŚĆ SPOD KRESKI
(odzyskać płynność finansową)
- WZIĄŚĆ SIĘ ZA SIEBIE
(przede wszystkim schudnąć w pasie:P)
- ZDAĆ MATURE
(bez jakichkolwiek problemów)
-
ZROBIĆ PORZĄDEK Z SILNIKIEM W SAMOCHODZIE (zabieg niekonieczny, ale przywróci mu trochę mocy:D)
- PRZEJŚĆ CAŁĄ ORLĄ PERĆ
(w jeden dzień)
- ZWIEDZIĆ TATRY SŁOWACKIE
(Rohacki Koń, Czerwona Półka i te sprawy:P)
- ZROBIĆ SOBIE TATUAŻ
(najprawdopodobniej na żebrach)
- WYEMIGROWAĆ
(najlepiej do Norwegii)

Jestem optymistą, toteż zakładam, że jeśli nie wszystkie to przynajmniej większość z powyższych postanowień uda mi się dotrzymać:)