Mimo blisko trzy-miesięcznej przerwy w życiu zawodowym, niezbyt chciało mi się dzisiaj iść do pracy - czułem się skrzywdzony przez los, bo rodzeństwo miało wolne od szkoły i mogli sie spokojnie wyspać, a ja musiałem być na nogach już grubo przed 6:P No ale skoro już pofatygowałem się na tyle by wstać - dlaczego trud związany z wygrzebaniem się z łóżka miałby pójść na marne? Tak więc poszedłem...
O godzinie 7, wraz z dwoma innymi nowo-przyjętymi pracownikami stawiłem się u kadrowej, podpisałem umowę do końca marca (!), a następnie wszyscy udaliśmy się po ciuchy robocze, przebraliśmy się (ja jako jedyny w nowe ciuchy - reszta musiała ubrać coprawda wyprane, ale jednak używane:P) i przekroczyliśmy bramy aparatowni:)
Na aparatowni pracuje się dwójkami toteż zastaliśmy tam dwóch aparatowych, co z naszą trójką nowych dawało 250% normy:P Była nas tam piątka. Według mnie o czterech za dużo, a według zarządu o trzech - nieważne. Starsi pracownicy zaczęli nam pokazywać co i jak, ale nie oszukujmy się - obczajenie wszystkiego będzie kwestią miesięcy...
Na szczęście roboty nie ma tam zbyt wiele:) Jeśli coś trzeba zrobić - dzwonią z góry i wydają polecenia, tyle, że dzwonią 2-3 razy na godzinę, a wykonanie jednego polecenia to dla starszych pracowników, których tam obserwowaliśmy kwestia minuty czy dwóch:P W zasadzie na aparatowni mogłaby pracować jedna osoba, no ale nie wiedzieć czemu zawsze stawia się tam dwóch pracowników. Osobiście odnoszę wrażenie, że pracuje się tam parami, bo w pojedynkę możnaby się tam zanudzić na śmierć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz