
Nie pamiętam dokładnie dnia w którym mój świat obrócił się o 180 stopni, ale napewno był to ostatni tydzień lutego 2009, tak więc od tego momentu minął już rok... To zdumiewające jak jeden impuls potrafi wpłynąć na resztę życia... Co się zmieniło w ciągu ostatnich 12 miesięcy? Przede wszystkim moje życie nabrało sensu, którego chyba zawsze mu brakowało, skończyłem z ponurą egzystencją i znowu zacząłem marzyć... Śnię o szczęśliwym życiu gdzieś na Dalekim Wschodzie, osadzony w kulturze, która mnie fascynuje i otoczony ludźmi o zupełnie innym podejściu do życia i mentalności. Rzeczjasna w swoich marzeniach nie jestem tam sam. W moim mniemaniu owa część świata w której chciałbym się znaleźć jest ostatnim miejscem na tym globie, gdzie można jeszcze spotkać prawdziwe księżniczki:) W swoich snach oczywiście zawsze znajduje jedną z nich:) Tą jedyną i ostatnią, bo mając ją u swego boku wszystkie inne przestają dla mnie istnieć. Jesteśmy szczęśliwi...
Heh... Mimo, że to tylko senne marzenia to jednak pomagają mi w życiu. Potrafię wstać rano z uśmiechem na twarzy, mimo że czasem naprawdę nie ma ku temu powodów, motywują do rzeczy takich jak choćby nauka języka japońskiego, pozwoliły mi też chwilowo wyeliminować życie matrymonialne - nie potrafię się już oszukiwać: nic na siłę. Choćbym się zmuszał nie potrafię już zainteresować się dziewczyną, która już pod względem mentalnośći czy urody odbiega od mojego wyimaginowanego obrazu księżniczki. Próbowałem. W przeciwieństwie do Polski, tutaj dosyć często spotykam na swej drodze dziewczyny o azjatyckich korzeniach, od których trudno oderwać wzrok, ale... To nie jest miejsce i czas, a poza tym nie jestem gotów.
I to jest właśnie druga strona medalu - nie jestem gotów. Czasem trzeba zejść na ziemię. Wspaniale jest sobie pomarzyć, ale wpierw trzeba chyba "coś" mieć. "Coś" co pozwoli zapewnić szczęśliwą przyszłość i usłać życie różami swej księżniczce... Fakt, najważniejsze są uczucia, ale jednak wypadałoby mi się pod pewnymi względami jakoś ustatkować.
Nie będzie mi łatwo spełnić swoich marzeń. Możliwe, że "obudzę się" w wieku 30-kilku lat, gdy już będzie za późno na cokolwiek i swój japanese dream przypłace życiem w samotnośći do końca swych dni, ale... Marzę, wierzę i wiem, że warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz