poniedziałek, 29 marca 2010

Camel!?


Czego to nie można znaleźć za granicą... O używki z rodzimego kraju nie trudno. Alkohol (co lepszy), można dostać w sklepie, a i o papierosy nie trudno - tyle, że już poza sklepem:P hehe Co ciekawe, nie trudno dostać tu także wyroby tytoniowe z Ukrainy, na które nawet będąc u siebie w Polsce jakoś nigdy nie mogłem trafić. Prawde mówiąc trudno jednoznacznie stwierdzić czy naprawdę jest to ukraińska produkcja czy też nie. Banderola odpada, bądź też wogóle jej nie ma, opakowanie czasem pozbawione jest folii, a same papierosy pff... No ale wszystkiego trzeba spróbować:P Ostatnio spróbowałem JIN LINGów (2,5€ za paczkę) zaciekawiony uderzającym podobieństwem do Cameli. Zółta paczka z jakimś baranem zamiast wielbłąda. Jakoś trudno mi uwierzyć by Japan International Tobacco (właściciel marki Camel) nie miał żadnego "ale" odnośnie pojawienia się tej marki, na ukraińskim rynku. Wydaje mi się, że owe JIN LINGi nigdy Ukrainy na oczy nie widziały. Są pewnie produkowane gdzieś we wschodnich Niemczech w jakiejś stodole, no ale nieważne. Grunt, że dało się je wypalić bez grymasu na twarzy. Nie muszę chyba dodawać, że pod względem jakości i smaku nawet w kilku procentach nie były wzorowane na swoim pierwowzorze:P

Brak komentarzy: